wtorek, 30 marca 2010

postheadericon Test butów: PUMA Concinnity 4

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem na internetowej stronie PUMA ten model buta pomyślałem, że warto by było pomyśleć nad zakupem tego modelu butów, szczególnie, że szukałem lekkiego buta treningowego do mocniejszego biegania. Jako Puma Running Ekspert otrzymałem ten model do testów i pierwsza myśl, jaka padła po otworzeniu pudełka to… „czyżby startówka?” Doskonale złożyło się, że miałem kilka dni wolnego w pracy, które przeznaczyłem na mocniejsze bieganie, więc mogłem z czystym sumieniem pobiegać sporo kilometrów w PUMA Complete Concinnity 4.
Buty przeze mnie testowane są w wściekle pomarańczowym kolorze, co sprawia, że od razu rzucają się w oczy i przyciągają uwagę. Są naprawdę lekkie, wg danych producenta 311 gram, i po założeniu na stopę wiadomo, że na najbliższym treningu zapowiada się iście szybkie bieganie. But jest solidnie uszyty i posiada wiele systemów sprawiających, że bieganie staje się komfortowe i przyjemne. Całość pokryta jest pewnego rodzaju siatką w technologii AirMesh z dużymi oczkami, co poprawia wytrzymałość buta zmniejszając jego podatność na przetarcia. Na bucie znajduje się wiele odblaskowych elementów, które są szczególnie ważne podczas wieczornych treningów bieganych po miejskich ulicach. Bul doskonale trzyma się stopy a solidnie sznurowanie zapobiega zbędnym ruchom stopy na boki. W podeszwie producent ukrył kilka doskonale sprawdzających się w bieganiu po twardej nawierzchni systemów. Pierwszy z nich to doskonale znany Id-cell,  czyli system wspomagający amortyzacje stopy. Znajduje się on zarówno w śródstopiu jak i w pięcie buta, co pomimo lekkiej struktury buta powoduje, że but jest dynamiczny dobrze zamortyzowany. Specjalna mieszanka gumy zastosowana w podeszwie o nazwie EverRide pomaga w szybkiej zmianie kierunku biegu, hamowaniu, czy przyspieszaniu powodując, że nagła i wymuszona zmiana toru biegu podczas treningu nie stanowi dla biegacza żadnego problemu. 
 
Wiadomo, że podczas biegania po twardej nawierzchni, szczególnie po asfalcie, betonie czy polbruku podeszwy buta szybciej się ścierają. Tu firma PUMA zastosowała specjalna technologię EverTrack, która sprawia, że części podeszwy najbardziej narażonej na ścieranie są wzmocnione, nie tracąc przy tym swoich amortyzujących właściwości. Ciekawym rozwiązaniem jest zastosowana tu specjalna wstawka ArchTec zapewniająca stabilność i wzmocnienie środkowej części podeszwy podczas biegu, a jednocześnie odpowiednią zdolność do skręcania i naturalnych ruchów stopy.

To tyle o technologii, a jak ma się to wszystko w przełożeniu na praktykę i realia treningowe? PUMA Complete Concinnity 4 założyłem pierwszy raz na mocne WB2, czyli popularny ciągły. Wrażenie było naprawdę bardzo pozytywne. Trening biegałem na szosie, na wahadle, cały czas bacząc na przejeżdżające z naprzeciwka samochody. But sprawdził się idealnie. Spokojnie, bez żadnego problemu mogłem kontrolować tor biegu, hamować czy przyspieszać. Tak samo z amortyzacją. Podczas mocnych treningów bieganych na twardej nawierzchni nie było żadnego problemu z amortyzacją. PUMA Complete Concinnity 4 sprawdzały się idealnie. Dobra amortyzacja w śródstopiu, na pięcie sprawiała, że pomimo dużej objętości treningowej nie mogłem uskarżać się na bóle Ściegien, czy dyskomfort w śródstopiu, jak w przypadku innych butów treningowo startowych. PUMA Complete Concinnity 4 doskonale nadają się zarówno do szybkich i mocnych treningów, jak i do startów. Doskonale nadają się do biegania dynamicznych tempówek, jak i do długich, mocnych treningów, gdzie ważna jest prędkość i dynamika. Biegacze docenią w nich lekkość, dobrą amortyzację oraz doskonałe trzymanie stopy. Elementy odblaskowe, sprawiają, że biegacz na nieoświetlonej drodze po zmierzchu staje się bardziej widoczny a co za tym idzie poprawia się jego bezpieczeństwo i psychiczny komfort podczas wieczornych treningów.
Jestem zadowolony z PUMA Complete Concinnity 4. Przy treningu maratońskim, w którego jestem trakcie, but spisuje się doskonale i jak na razie nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Gorąco polecam PUMA Complete Concinnity 4.

postheadericon 5 x 5 ... i wszystko jasne!

W sobotę w Warszawie wystartowałaliśmy z eikpą PUMA running Ekspert w sztafecie 5x5km. Bieg odbywał się na 5km pętli w centrum miasta, przy Kolumnie Zygmunta. Początkowo mieliśmy biegać w składzie: Ja, Benek, Szmajchel Tarzi, Łukasz, ale trochę sytuacja się skomplikowała i nastąpiła mała roszada w składzie osobowym, bo Łukasz nie dojechał. Tu cały misterny plan poszedł... i pierwszą myślą było, że pobiegnę na pierwszej i ostatniej zmianie. Całe szczęście Paweł Januszewski znalazł chłopaka, który zdecydował się wystartować z nami i tym samym mieliśmy skompletowaną ekipę.
O zwycięstwo mieliśmy rywalizować z ekipą Maratony Polskie.pl TEAM w której skłąd wchodzili naprawdę solidni biegacze.
Po rozgrzewce, która musiała być dynamiczna i energiczna, ze względu na ciężkie warunki pogodowe, zimno, silny wiatr i popadujący deszcz ustawiłem się na starcie. Miałem zacząć spokojnie a potem przyspieszyć... teoria... :)
3, 2, 1... START...
...całe szczęście, że nie spojrzałem na zegarek...bo było szybko. Do przodu wystrzelili jak z procy Celina z Bziumem a ja tylko goniłem ich wzrokiem. Po jakimś kilometrze nawrót o 180 stopni i... wmordewind. Przykleił mi się do pleców jakiś koleś, którego trener wydzierał się "wieź się, wieź..." pozostawię to bez komentarza, ale nie raz na tym polega ścigańsko, chociaż 4,5km wożenia się na czyiś plecach uważam za "nie fair" no ale to moja opinia.
Na kocówce już nie dałem rady i przegrałem na finiszu. Po prostu ponad 4km samotnego prowadzenia pod wiatr potrafi wykończyć ;) ale nie było źle. Jak zobaczyłem, że na zegarze jest z przodu 15 minut byłem zadowolony. Czas, który złapałem na zegarku to 15:47, co jest moim rekordem życiowym. Kilometry wychodziły tak:
1. 3:01
2. 3:14
3. 3:16
4. 3:24
5. 2:59
w tym 3 środkowe pod wiatr...
Pozostali zawodnicy ze sztafety polecieli bardzo dobrze i po kilku roszadach zajęliśmy, niestety "tylko" drugie miejsce w klasyfikacji generalniej i pierwsze miejsce wśród firm.
Następnego dnia biegałem półmaraton, całe szczęście że treningowo... :)
wtorek, 23 marca 2010

postheadericon PUMA Roadracer III

...i wszystko jasne :)

postheadericon O mnie...

O mnie:

"Masz ciągoty do unicestwienia się! Ale psycha jest do pozazdroszczenia jak u młodego juniora, który chce zdobyć cały świat! Gratulacje."
 
To cytat z korespondencji elektroniczniej  Piotrem, z którym konsultuję moje treningi :)


"Lo' there do I see my father!
Lo' there do I see my mother, my sisters and my brothers!
Lo' there do i see the line of my people back to the begining!
Lo' they do call to me!
They bid me to take my place amoung them in the halls of Valhalla!
Where the brave they live forever! "

postheadericon ...to ostatnia trzydziestka ;)

Po sobotnim starcie, w niedzielę wybrałem się na ostatnią przez maratonem "trzydziestkę", jkoś teraz dziwnie tak będzie, bez długich 2-2:30 wybiegań... szkoda. Postanowiłem pobiegać w lesie i sprawdzić, czy jest to wogóle możliwe. Temperatura wynosiła około 12 stopni, było pochmurno i zapowiadało się na deszcz. Pierwsze kilometry człap, człap, spokojnie po 5'15, 5'05, 5'12... Po 2km rozpadało się a nawierzchnia stawała się coraz trudniejsza. Miejscami było ok, twardo i sucho, lecz w przeważającej części zalegał śnieg, lód i paćka. Wszystko spływało, las parowałm było wilgotno co wraz z padającym deszczem sprawiało, że bieg był coraz cięższy, ale to dorze. Na maratonie nie będzie lekko. Człapałem sobie spokojne i na 10km miałem czas ponad 53 minuty, tak że tempo było iście rekreacyjne.
Starałem się zaliczyć kilka podbiegów, żeby jeszcze lekko się dobić, ale przy tej nawierzchni naprawdę było ciężko uzyskać jakąkolwiek przyzwoitą szybkość, poza tym w nogach czułem jeszcze sobotnią piętnastkę.
Po około 17km wbiegłem na "czarną drogę" gdzie spotkałem dwójkę znajomych i zacząłem powoli się rozpędzać. W końcu kilometry zaczęły wychodzić poniżej 5'/km. 4'42-36-28-42-34... zacząłem biec. Na ostatnich km byłem już nieźle zmęczony i przemoczony. Tętno zaczęło iść do góry, co dawało znać, że organizm powoli ma już dość i chce odpocząć.
Cały trening, 30,05 zajął mi 2:28:51, czyli po 4'57/km przy średnim HR 148, co jak na te warunki uważam za optymalny wynik. Jestem zadowolony z tej trzydziestki i cóż... na kilka miesięcy wystarczy takich "długich" wybiegań, chociaż zauważyłem ostatnio, że nie robią już one na mnie takiego wrażenia jak kiedyś. Wielkim błędem było nie zabranie ze sobą picia, ponieważ przy 12 stopniach i ciepłym ubraniu zacząłem odczuwać pragnienie, co również wpłynęło na wzrost tętna i zmęczenie. Co ciekawe... jak rozpoczynałem bieg pomyślałem sobie... "tyle ile dziś pobiegnę, tyle będę miał na mecie w maratonie..."... nieraz dobrze sobie pomarzyć ;)


"Zawsze trzeba podejmować ryzyko.
Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie,
gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los.[...]"

Paulo Coelho


niedziela, 21 marca 2010

postheadericon Bieg Zaślubin - Kołobrzeg (15km)

Pierwszy sprawdzian przed Dębnem zaliczony na... 5. Skąd taka wysoka ocena? Planowałem pobiec poniżej 52' a wyszło "prawie" 50' z ogonkiem... Byłoby poniżej 51', gdyby nie było 3 nawrotów o 180 stopni, nie biegłym sam i nie wchodziliby na trasę spacerowicze, potrafiący skutecznie zahamować biegaczy. Nie ma jednak co narzekać bo z tego treningu, w którym skupiłem się tylko i wyłącznie na spokojnych wybieganiach, II zakresie, sile, wycieczkach biegowych start wyszedł świetnie.
Do Kołobrzegu zajechaliśmy w piątek koło 21, po zapisaniu się, odebraniu numerów startowych i chipów udaliśmy się do hoteliku i po wypiciu... izotoników poszliśmy spać. Rano śniadanko, krótki spacer, rozgrzewka i... zaczęło padać.
Start został przesunięty o 15 minut, więc można było się jeszcze chwilkę rozgrzać, zrobić kilka rytmów, porobić fotki ze znajomymi i sprawdzić "czy jest luz"...
Na zdjęciu z Piotrkiem Drwalem
i Jasiem Białkiem
czyli jednymi z faworytów do zwycięstwa.
Chwilka odliczania, 10, 9, 8... start... luźno, spokojnie. Planowałem zacząć po około 3'30-28/km i tak trzymać pierwsze 5km. Biegło się dobrze, samopoczucie super i co najważniejsze noga się kręciła. Pierwszy kilometr wyszedł w 3'16 i lekko zwolniłem. Przez pewien czas biegłem z kilkoma biegaczami, następnie doganiając pozostałych i zahaczając się od jednego do drugiego na kilka, kilkaset metrów, jednakże nie mogłem dobrać odpowiedniej grupy i większość trasy biegłem sam.
Pierwsza piątka wyszła w 17'02, czyli całkiem optymistycznie. Jak szybko policzyłem bieg takim tempem dawałby czas 51'00... a to byłoby szybko i dawałoby nową życiówkę. Momenty zwalniające na trasie to nawrót o 180 stopni, który pokonywaliśmy 3 razy oraz... spacerowicze, skutecznie wchodzący na trasę biegu, jak "święte krowy", nic nie robiący sobie z tego, że ponad 400 osób biegnie... Na 10km czas był 34'07 i trzeba było wziąć się za siebie...
Byłem ciekaw, czy dam radę utrzymać takie tempo przez kolejne 5km... i mieć jeszcze siłę na końcówkę... Udało się. Na metę wbiegłem po 51 minutach i 2 sekundach, co jest nowym rekordem życiowym i daje średnią prędkość 3'24/km.
To był dobry, aktywny bieg z mocnym finiszem, ponad 300 metrowym. Jestem bardzo zaskoczony, że z takiego spokojnego treningu można szybko biegać. Widzę, że ta teoria się sprawdza, zobaczymy, co będzie za 3 tygodnie w Dębnie...
Nasza ekipa: Adaś, Binczuś i ja.

...to był dobry bieg!
czwartek, 18 marca 2010

postheadericon Run Energizer


Run Energizer - Legalny doping dla biegaczy, na długim i średnim dystansie. Unikalne rozmieszczenie stref nacisku - Smart Compression Zone - pozytywnie wpływa na krążenie krwi, dzięki czemu energia podczas biegu wykorzystana jest optymalnie.Opaska X-Cross, ochraniacz pięty i ścięgna Achillesa zapewniają stopie maksymalną ochronę i znacznie redukują ryzyko kontuzji. Air Conditioning Channel oraz system kanalików wzdłóż stopy odprowadzają wilgoć na zewnątrz i zapewniają jej świeże powietrze. Dzięki temu pozostaje ona sucha, odporna na odciski i zadrapania.
Jestem ciekaw, jak będzie się w tym biegać. Pierwszy test dziś na PUMIE a sprawdzian bojowy... w sobotę w Kołobrzegu. Do tej pory biegałem w Run Sky i jestem z nich bardzo zadowolony. Trzeba iść z duchem czasu...

PS. na zdjęciu oczywiście nie są moje nogi ;)  

postheadericon Doping

 Doping wydolnościowy – sztuczne podnoszenie wydolności fizycznej i psychicznej zawodnika metodami wykraczającymi poza normalny, "naturalny" trening, choć w praktyce granica między dopingiem i treningiem jest często bardzo trudna do ustalenia. Ogólnie za doping uważa się metody medyczne, potencjalnie szkodliwe dla zdrowia, które zostały oficjalnie zabronione. (źródło Wikipedia)

Po "wpadce" naszej biegaczki, czy kolarzy głośno się zrobiło o stosowaniu dopingu w sporcie. Media podniosły raban i dobrze, bo uważam, że za to gówno trzeba się ostro zabrać i podjąc skuteczną walkę raz na zawsze z kilku powodów.
Dopingowicze, koksiarze byli i będą zawsze. Od małych piwnicznych siłowni, gdzie dzieciaki wstrzykują sobie "omkę" czy biorą "metkę" by brać więcej "na klatę" co stopniowo prowadzi do "ukarkowienia" czyli z chucherka rośnie wielki, umięśniony, silny koks, czyli idiota bez mózgu z wielkim karkiem, świńskimi oczkami, lansujący się złotem na szyi, jeżdżący furą ze skórą i komórą. Dla wielu to szczyt marzeń, wielu osobom to imponuje, małolaty sikają za takimi lanserami (może słowo lanser nie jest dobre, ponieważ odnosi się do jednego z lepszych samochodów...) ale...
Sporo przez moich ponad 20 lat spędzonych w sporcie widziałem i słyszałem, nie tylko plotek czy historii o topieniu EPO w wodach rzeki "Kamiennej" w Szklarskiej...  Pamiętam mój pierwszy "kontakt" z chemikami. Byli to oczywiście kumple z podwórka, którzy chcieli przerzucać ciężary na osiedlowej siłowni. Na topie była wtedy "ruska metka" w tabletkach i "omka" w strzałach. Metkę brało się z jakąś osłoną na wątrobę i chłopaki kupowali malox czy coś podobnego. Jakie były efekty? Faktycznie po regularnym treningu i koksowaniu ich osiągi w wyciskaniu na klatę były imponujące, ale wielu z nich miało kłopoty z żołądkiem a niektórzy sikali krwią, super sprawa...
Od "omki" puchło się i to było najśmieszniejsze. Kiedyś kumpel nakoksował się tym ścierwem i spuchł na twarzy jak wieprz. Spytał się minie, czy coś widać... prawie padłem ze śmiechu... Kolejna "fajna" sytuacja, której nie zapomnę do końca życia, zdarzyła się na parterze. Chłopaki robili jakieś zastrzyki w tyłek,  wieczorem na klatce schodowej... jeden się wypina, drugi mu robi zastrzyk... Nagle zamek się przekręca a koleś stoi z wbitą w zadku strzykawką... ubaw po pachy :) Całe szczęście w nieszczęściu, że wszedł inny znajomy, również "koksiarz".
Tak działo się i dzieje się na osiedlowych siłowniach, ale o tym nie jest głośno, chyba że jakiś kretyn nakoksuje się i naćpa jakiegoś ścierwa i zrobi komuś krzywdę, wtedy prasa pisze i jest głośno o temacie "brania sterydów w osiedlowych siłowniach"...
Zapisałem się kiedyś na siłownię, ale taką z prawdziwego zdarzenia. Były to lata 1994-95. Był instruktor, porządny sprzęt, szatnia, prysznice itp. Po jednym z treningów wszedłem do szatni a tu... jeden drugiemu robi zastrzyk w zadek... Dobrze pamiętam tego kolesia, bo chodził na mecze i był jednym z większych "zadymiarzy" na osiedlu, imponował innym. Chodził kiedyś u nas po osiedlu inny steryd. Chłopak legenda, brał chyba wszystko, wyglądał prawie jak "Dominator" chociaż był o 2 głowy niższy. Powiem szczerze, masakra, w życiu nie chciałbym tak wyglądać. Po kilku latach spotkałem go na ulicy, widać że skończył brać bo był prawie taki wysuszony, jak ja...
Tak się działo. Jak zacząłem biegać ulicę i tylko ulicę i obracałem się w środowisku biegaczy przez średnie i duże "B" poznałem wiele historii na temat brania testosteronu oraz innych specyfików, których nazw nie umiem wymienić przez osoby które kiedyś były dla mnie wzorami do naśladowania, miały świetne wyniki, znałem je osobiście i do dziś dnia znam, ale w życiu nie powiedziałbym, że cokolwiek "brali"... Kilku z nich wpadło i dobrze na kontrolach a wymówki typu pasztecik, krokiecik, zastrzyk na bolące achillesy itp powalał na łopatki.... szkoda gadać.
Co o tym myśleć. Zawsze trzeba człowieka wysłuchać i starać się zrozumieć, ale są pewne granice rozsądku i przyzwoitości, są jakieś normy społeczne i reguły, które każdy wstępujący na daną ścieżkę powinien znać oraz stosować się do nich. Tłumaczenia w zamkniętym gronie typu "przy takiej robocie trzeba coś brać" są żenujące. Oczywiście trening na poziomie wyczynowym, mistrzowskim, olimpijskim jest koszmarnie ciężki i męczący, ale sorry... Wejście na drogę sportu jest świadomym wyborem. Tu każdy chce osiągnąć sukces, wynik, medal a droga do tego prowadzi przez ciężki trening pełen wyrzeczeń, ale nie na skróty. Obciążenia są ciężkie, i trzeba się suplementować, bo nie da się zrealizować treningu na wodzie, witaminach z apteki, makaronie i kisielu czy bananie. Trzeba zainwestować w odżywki, to normalne i logiczne. Są zasady, prawa opisujące co można a co nie można i każdy sportowiec wie i musi się do tego stosować. To tak samo, jak w skokach narciarskich skoczek założyłby plecak rakietowy, przypiął skrzydła i poleciał 300m zamiast 123... Jasne i klarowne. To można a tego nie.
Dla mnie to takie oczywiste jak fakt, że idąc do sklepu płacę za makaron. Jadąc autobusem kasuję bilet czy startując w zawodach opłacam startowe. Nie wnikam w to, że "koksiarze" mają ubogie i płytkie myślenie, ponieważ sami sobie robią krzywdę i narażają się na kalectwo czy śmierć - to ich problem, ale na uczciwość i honor. Ślubując przed sztandarem narodowym, składając przysięgę olimpijską zobowiązujemy się do czegoś.... Stając na linii startu chcemy by wygrał najlepszy, jednakże najlepszy który swój wynik osiągnął ciężkim treningiem, pracą a nie drogą na skróty.
Dla mnie dopingowicze, nie ważne czy to osiedlowi sterydziarze, czy olimpijczycy, czy średniego poziomu sportowcy to oszuści, którzy powinni być napiętnowani i wytykani na każdym kroku. Dla mnie kradzież radia samochodowego i kradzież medalu olimpijskiego przez sterydziarza, któremu "udało się" uniknąć wpadki to to samo. Nie ma wybacz, nie ma że boli.
Każdy sportowiec jest świadomy co bierze, po co, kiedy i dlaczego. Bajki, że ktoś nie wiedział że lekarz robi jej zastrzyk z EPO czy innym świństwem są śmieszne. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, jakbym był w kadrze olimpijskiej a lekarz robiłby mi jakiś zastrzyk a ja nie spytałbym się, nie wziąłbym opakowania i ni zainteresowałbym się co mi dają. Nie w tej bajce. Przy takim poziomie zawodowstwa sportowcy nawet uważnie czytają co jest napisane na opakowaniu leku na kaszel, czy grypę a nie wspominając o zastrzyku dożylnym...
Podsumowując...
ZAŻYWASZ - PRZEGRYWASZ!!!


Mój profil na FACEBOOKU

Twój osobisty trener...

Szukasz pomocy w sprawach treningu biegowego?
Nie wiesz, jak zacząć, jak poprawić swoje rekordy życiowe, każdy trening staje się monotonny, nudny a czasy w kolejnych zawodach nie poprawiają się?

Może jesteś początkującym biegaczem i nie wiesz od czego zacząć?

Dobrze trafiłeś!
Napisz do mnie

TEST BIEGOWY

Jeżeli nie wiesz jak trenować, natłok informacji o strefach HR, HRmax, HRR, VO2max itp powoduje u Ciebie ból i zawroty głowy a sport tester wciąż piszczy i świeci podając co chwilę sprzeczne informacje, pomyśl nad wykonaniem profesjonalnego TESTU BIEGOWEGO mającego na celu dokładne wyznaczenie "zakresów treningowych" w oparciu o pomiar zakwaszenia i tętna.

Jestem do dyspozycji i czekam na kontakt!
z nimi współpracuję...