niedziela, 30 stycznia 2011

postheadericon powoli się rozkręcam...

Tydzień zamknięty liczbą 102km, biegowo oczywiście, bo z pływaniem było nie po mojej myśli. W poniedziałek musiałem odpuścić ze względu na lekką kontuzję, w środę pływałem a w piątek... nie odpalił mi samochód o 6 rano, więc wyszła lipa. Cały tydzień biegałem wg sprawdzonego schematu, który sprawdza się i przynosi pożądane efekty. Całe szczęście, że pogoda lekko odpuściła i chodniki oraz ulice nadają się do jako takiego biegania, o czym mówią prędkości, generalnie wszystkie wybiegania wychodzą poniżej 5'/km a ostatnia osiemnastka wyszła po 4'49 na średnim tętnie 149, progres więc jest.
Ciekawym treningiem, którego się lekko obawiałem był środowy II zakres. Obawiałem się podłoża i pogody, całe szczęście, że nie wiało, więc jedna rzecz odpadła. Została tylko nawierzchnia... Zaparkowałem na ul. Przemysłowej w Wejherowie i pierwotnie chciałem biegać na wahadle 1km - 1km, ale po 1km postanowiłem zobaczyć, jak jest dalej. Było po japońsku "jako - tako" co prawda chodniki były momentami czarne, ale rewelacji nie było. Biegałem więc częściowo po chodnikach, częściowo po ulicy, do Orla i z powrotem 5km + 5km. Noga o dziwo podawała a tętno trzymało się ustalonych wartości, było dobrze. Cały 10km odcinek pokonałem w 40 minut i 35 sekund, co daje śr/km ~4'04, średnie tętno wyszło 172 a zakwaszenie...
1,6 mmol/l... rewelacja :)
Kolejne treningi przebiegały spokojnie, długie wybiegania, wybieganie z przyspieszeniami i wybieganie s podbiegami i rytmem na czarnej drodze.
od tego kijka po prawej 100m w górę ;) (okolice 2km)
Na parkingu od jakiegoś czasu leśnictwo poustawiało edukacyjne tablice, więc przy okazji postanowiłem je sfotografować :)
Niedzielny trening, czyli kolejny ciągły, postanowiłem pobiec po "Road 218". Zaparkowałem na zerze, zrobiłem 3km rozgrzewkę i jazda z tematem...
Pogoda była idealna, około 0 stopni, prawie bezwietrznie, ruch samochodowy znikomy, nic tylko biegać. Starałem się trzymać tętno w granicy 172-175 i nie szarżować. Kilometry wychodziły nadspodziewanie dobrze, jak na tą porę roku, 0d 3'53 do 4'05. Cały 12km trening zajął mi 47:52 (3'59/km) przy średnim tętnie 174 a zakwaszeniu 2,5mmol/l.
 tak pracowało serducho
a tak wyglądało przewyższenie :)

To był dobry tydzień. Kolejny będzie ciężki i lekko hardcorovy, szczególnie środa... pobudka 5:40 - jazda na trening pływacki i do roboty z której wrócę w okolicy 23, tak że jazda bez trzymanki.... ale nie ma co narzekać, PRZETRWAĆ BY ZWYCIĘŻYĆ - ZWYCIĘŻYĆ BY PRZETRWAĆ!




...nic dodać, nic ująć...
Stara punkowa załoga ;) ...dawne czasy albo jeszcze dawniejsze ;)
środa, 26 stycznia 2011

postheadericon pływanie

Jeszcze niedawno przerażało mnie pływanie, przerażał mnie dystans pokonywany w wodzie. Myślę, że bardziej tkwiło to w głowie, niż w możliwościach. Pamiętam na zaliczeniu na AWFiSie na którymś roku mieliśmy do pokonania 1 500m, ale bardziej obrazowała to liczba 60 basenów niż sam dystans. 60 odcinków - 120 nawrotów... trochę potrafi namieszać w głowie. Po podjęciu decyzji o starcie w triathlonie i generalnie przerzuceniu się z 42,195 na 70.3 musiałem pogodzić się z pływaniem i zacząłem od stycznia regularnie pływać, ale o tym pisałem. Dziś na porannym treningu stwierdziłem, że szkoda że mogę spędzać w wodzie tylko 50minut a nie 90, jak pozostali zawodnicy :( Szkoda, że wychodzi mi jedyne 1500m, czy 1900m bo z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że to tylko 1,5 czy 1,9km. Strasznie szybko mija taki trening, najdłużej ciągnie się rozgrzewka - rozpływanie. Dziś zrobiłem np 300m i po tym zabrałem się za ćwiczenia, oczywiście wychodzi mi to wszystko wolno, ale wychodzi coraz lepiej, powoli łapię lepszą technikę i co najważniejsze wiem co robić i jak robić. Wiem, jakie popełniam błędy, potrafię się na nich skoncentrować i wiem, jak je wyeliminować. Wracając do dzisiejszego treningu, po rozpływaniu pływałem odcinki 3 serie w tym 2 x 25m dokładanka do kraula z deską między nogami + 2 x 25m nogi do kraula w płetwach + 2 x 25m dokładanka do kraula + 2 x 25m kraul na piersiach, w sumie 600m. Po tych ćwiczeniach do przepłynięcia miałem 400m ale w taki sposób, że 25m z różnymi ćwiczeniami do kraula na piersiach, np. dokładanka, przekładanka, "kurczak" czy jakoś tak a drugie 25m kraul. Tu czas się skończył i musiałem ewakuować się do pracy. Muszę podkreślić, że była to połowa treningu, który pływali pozostali zawodnicy, więc zrobiłem jedyne 1300m :( a miałem ochotę popływać więcej, no ale cóż. Nie ma lekko. Został jeszcze kawałek stycznia, luty, marzec a tu start w połówce w W-wie, kwiecień - start w maratonie we Wiedniu, maj i czerwiec... będzie się działo!
...bym zapomniał. Wczoraj biegałem w końcu wybieganie, podczas którego około 80% dystansu pokonałem po czarnej ulicy lub odśnieżonym chodniku :) od razu czuć różnicę, zamiast 5-5'10/km prędkości wychodziły 4'35-45/km - r e w e l a c j a :) ale żeby nie było tak różowo, to dziś spadł śnieg a ja wieczorkiem muszę gdzieś polecieć dyszkę ciągłego... let's the battle begin...
wtorek, 25 stycznia 2011

postheadericon siła na siłowni

Wczorajszy dzień wolny od biegania - ustawowo i od pływania, w związku z lekkim bólem w lewym ramieniu, spędziłem na siłowni. Generalnie wpadłem na chwilkę, żeby lekko pobudzić nogi, ale za to z ciekawością poobserwowałem ćwiczących tam ludzi.
Była około godziny 18 i w klubie ćwiczyło sporo osób. Generalnie większa większość z nich była 2-3 razy szersza ode mnie i dźwigała ciężary, które niejednokrotnie przekraczały masę mojego ciała, ale... zanotowałem kilka interesujących spostrzeżeń.
Na siłowni można dostrzec wiele różnych typów mięśniaków:
1. koksy - wyczynowcy: nie posądzam oczywiście nikogo o branie dopingu, ale słowo koks, kojarzy mi się tu z paliwem, węglem, który trzeba wrzucić do pieca, czyli do organizmu, żeby ten miał siłę przerzucać ciężary. Grupa ta, charakteryzuje się ubiorem w luźne kulturystyczne ciuszki. Są czerwoni na twarzach i przy wysiłku widać im wszystkie żyłki, zazwyczaj ćwiczą w parach, jeden asekuruje drugiego i strasznie jęczą i sapią. Widać, że mają pojęcie o ćwiczeniach, ale z moich obserwacji wynika, że skupiają się, zresztą jak większość ćwiczących na mięśniach klatki piersiowej i rękach, w minimalnym stopniu ćwicząc plecy i nogi, zapomniałem dodać, że nie często nie posiadają karków i włosów na głowie
2. pakerzy - od pakerki, czyli koszulki na ramiączkach, ta grupa stara się pokazać wszystkim, jak są wyrzeźbieni, jakie mają wspaniała mięśnie, często prężąc się przed lustrem, przed którym stają i ukradkiem się spinają poprawiając sylwetkę i wciskając brzuch, robią śmieszna miny podczas ćwiczeń, często wytrzeszczają oczy, podobnie jak grupa w/w. jakby chcieli zrobić kupę.
3. biznesmeni - grupa osób, które od niedawna ćwiczą, ale widać że mają przemyślane i dobrze dobrane ćwiczenia, ubrani są w krótkie spodenki i koszulki, zazwyczaj przynoszą ze sobą telefony komórkowe, butelki wody i ręczniki, które kładą na ławeczki gdy ćwiczą, nie spinają się i spokojnie, samodzielnie wykonują założenia treningowe.
4. kotlety - głównie panowie z wielkimi śmietnikami z przodu, chyba z przeszłością z siłowni, targają spore ciężary, ale tylko na klatkę i na ręce, o brzuchu, grzbiecie, nogach zapomnieli a przydałoby się im, po siłowni obowiązkowo chodzą na saunę lub na pływalnię, co powoduje wylewanie się wody z niecki i zalewanie klapków czy stóp wylegujących się na leżakach ćwiczących.
5. aerobowcy - to ciekawa grupa, osoby te zawsze zaczynają trening od biegania po bieżni mechanicznej czy jeździe na rowerku, nigdy nie widziałem ich na steperze, który chyba "zarezerwowany" jest dla pań, grupa ta zawsze ma ze sobą bidon z piciem, rzadziej ręcznik i zasuwają ile wlezie na bieżni, większość z nich nie posiada specjalistycznego obuwia biegowego, lecz buty do tenisa, halówki czy inne wynalazki, lecz zdarzają się tacy, którzy mają w pełni profesjonalny sprzęt do biegania, większość z nich nie potrafi jednak biegać, bieżnia wymusza specyficzne ruchy, więc zaobserwowałem wiele technik biegu, min. słonia (tup tup, jak słoń) czy kangura (skaczą jak kangur),

6. tenisiści - to stosunkowo mały odsetek, przychodzą głównie grać w squasha, mają buty do tenisa - squasha, ciuszki tenisowe, koszulki polo i ćwiczą generalnie wszystkie partie ciała, wiedzą co i jak, albo tak im się wydaje ;)
7. szczypiorki - to początkująca grupa ćwiczących, większość czasu zabiera im zapoznanie się z maszynami, sposobami ćwiczeń, są chudzi i wysuszeni niczym szczypiorki, ale ambitni i waleczni, zawsze mają ze sobą dużą butelkę z piciem
8. solarmeni - to skrzyżowanie pakera z kretynem, któremu solarium wypaliło mózg, przyszedł taki jeden wczoraj w puchowej kurtce i przyglądał się ćwiczącym, był zjarany jak ja kiedy na lodowcu na 3000mnpm w Austrii jeździłem bez kremu ochraniającego przeciw promieniowaniu, solarmeni zazwyczaj się lansują, mają gold na szyi, niekiedy tatuaże i często gadają przez komórki, mam największa bekę z nich
Obserwując wszystkie grupy ćwiczących, doszedłem do kilku prostych ale ciekawych wniosków, najbardziej zaintrygowała mnie rozgrzewka. Według mnie, należy podczas rozgrzewki rozgrzać całe ciało, nie tylko mięśnie ramion, nóg, ale przyzwyczaić organizm do wysiłku, układ krwionośny, oddechowy, limfatyczny bla bla bla bla, więc spośród tych panów, którzy pozjadali rozum na temat kształtowania bicepsa, czy średniego pośladkowego, mało jest takich, którzy mają wiedzę od a do z. Typowa rozgrzewka na siłowni wygląda tak, przychodzi ćwiczący, kładzie na parapet komórkę, flaszkę z wodą, nie rzadko całą torbę (nie wiem czemu nie zostawiają ich w szatni) lub gazetę, podchodzi do ławeczki, wykonuje kilka krążeń ramionami w przód, w tył i przechodzi do rozgrzewki gryfem...
i tak to wygląda.
Jaka powinna być rozgrzewka? Ja mam prostą i standardową, która wg mnie sprawdza się i zapobiega powstawaniu ew. kontuzji. Na początek bieżnia, zaplanowałem wczoraj luźne 3km, w tym2 razy bieżnia zaprotestowała... po bieżni 10 minut rowerek i około 10' ćwiczeń na sali, rozgrzewka górnych partii mięśni + ćwiczenia rozciągające. Dopiero po takie porcji ćwiczeń przeszedłem do części specjalistycznej, czyli ćwiczeń w tym wypadku wzmacniających mięśnie nóg. Zaplanowałem tym razem ze względu na brak czasu 4 seriie po 4 ćwiczenia w tym 3 na przyrządach i 1 z hantlami (2 x 14kg - wspięcia na palce) od 15 d0 30 powtórzeń (15-20-25-30) i prawie by się wszystko udało zrobić, gdyby nie jeden kokso - wyczynowco - paker, który zamiast zwolnić maszynę po wykonaniu 1 serii dalej siedział i chyba modlił się przez 5 minut po czym znów ćwiczył, co było bardzo śmieszne, bo krzywił się, skręcał głowę na prawą stronę i sapał, cóż... wygodniej byłoby mieć sylwetkę wyprostowaną i rozłożoną symetrycznie na przyrządzie, ale to nie moja sprawa... trening zrobiłem, mięśnie dostały lekki impuls, więc jest OK.
zapomniałem dodać... jak ćwiczyłem wspięcia na palce przed lustrem z hantelkami, wyglądałem przy ćwiczących jak 1/2 szczypiorka ;) heheh, ale było fajnie. Dziś za to wieczorkiem wybieganie z przyspieszeniami, mam nadzieję, że da radę biegać po chodnikach nie zakładając łyżew.
...kiedyś jeszcze wrócę do tego tematu, ale opiszę panie, ćwiczące na siłowni, dodać jeszcze muszę że to wcale nie jest tania piwniczna siłownia, tylko renomowany klub, w którym najtańszy karnet miesięczny kosztuje 250zł.
poniedziałek, 24 stycznia 2011

postheadericon ASICS liga amatorów 2010

Niedawno otrzymałem miłą informację, na temat ligi biegowej ASICS prowadzonej przez portal MaratonyPolskie.pl. W klasyfikacji ICHIBAN AMATOR PÓŁMARATON MEN zająłem 2-gie miejsce. Do klasyfikacji liczyły się 3 najlepsze biegi na różnych dystansach, w moim przypadku w półmaratonie, który jest moim ulubionym dystansem a w ubiegłym roku startowałem na tym dystansie 5 razy. Do klasyfikacji zaliczono mi 3 starty:
01:11:48 - 20 Półmaraton Philipsa
01:14:52 - II Półmaraton Ziemi Puckiej
01:18:40 - 5 Półmaraton Warszawski
co prawda, w W-wie biegłem długi trening, po mocnej piątce, ale nawet, jakby zaliczono mi 3 najszybsze połówki w tym roku, nie wygrałbym klasyfikacji. Zwycięzca osiągnął wynik 3:39:56 ja 3:45:20 będzie co poprawiać w nowym sezonie :)


niedziela, 23 stycznia 2011

postheadericon ...kolejny tydzień za pasem

Minęła ponad połowa stycznia, w nogach już a może lepiej zabrzmi dopiero 310km biegiem, czyli jak wszystko wyjdzie miesiąc zamknę w okolicy 410-420km, nie zbyt dużo, gdyż zawsze w styczniu wychodziło mi ponad 500km, ale jak do biegania dołączyć treningi pływackie, których w tym miesiącu zaliczę 12 to całkiem przyzwoity wynik.
Jaki był ten tydzień? W końcu jakoś zaczynam odzywać, biega mi się coraz luźniej i dynamiczniej, lepiej się czuję. Z ciekawszych treningów, które zaliczyłem, to WB2BC 10km na bieżni mechanicznej... masakra, wczorajsze podbiegi 11x120m i porządna siła na nogi na siłowni. Tego było mi trzeba. Na rozgrzewkę 10' kręcenia na rowerku i 5 serii 6 różnych ćwiczeń po 20 powtórzeń a na koniec sauenka. Rewelacyjnie spędzona sobota, tym bardziej że razem z moja Iwonką, która dzielnie walczyła na siłce i na swoim wybieganiu.
Dziś biegałem za to WB2BC 13km, pierwotnie miało być 12, ale jakoś wyszło, że dołożyłem jeszcze 1km. Pojechaliśmy z Iwoną na "czarną drogę" i po zapoznaniu się z podłożem na czarnej i na 218-stce, postanowiłem, że trening zrobię właśnie na czarnej drodze. 
3km rozgrzewki, chwila ćwiczeń i można zaczynać. Zapomniałem dodać, że znalazłem idealne miejsce na trzymanie laktometru, który bardzo źle znosi zimno i przy niskich temperaturach, pomimo trzymania go w bagażniku, na wyświetlaczu pojawia się komunikat, że jest zimno i pomiar może być zaburzony. Tym miejscem jest...
komora silnika :)
tak wyglądała nawierzchnia na dzisiejszym treningu, było nawet nawet, i jakoś dało się biec, satysfakcji dodawał zimowy klimat, ośnieżone drzewa, cisza i spokój, można było oddać się całkowicie bieganiu
Całość, czyli 13km zajęło mi 54 minuty i 3 sekundy, średnie tętno 173 a zakwaszenie 2,7mmol/l
czyli całkiem, całkiem patrząc na pogodę, okres treningowy, nawierzchnię i zróżnicowanie terenu, nie męczyłem się a cały trening biegałem "wysoko"i luźno, co tym bardziej mnie ucieszyło.
Tam w oddali w czerwonej kurtce Iwonka, wraca ze swojego 12km wybiegania, mi w sumie wyszła 19-stka a w tygodniu jedyne 90km, jednak nie ma co narzekać. Przyszły tydzień będzie mam nadzieję, lepszy.
Życie ludzkie to jakby olbrzymie zawody sportowe, których jesteśmy zarówno uczestnikami, jak i widzami.
Antoni Gołubiew

środa, 19 stycznia 2011

postheadericon ciagły na biezni mechanicznej...

To było pierwszy i ostatni raz, kiedy przyszło mi do głowy zrobić mocniejszy trening na bieżni mechanicznej. Wolałbym już chyba biegać cross w śniegu po kolana przy - 20 stopniach. Wczoraj była masakra.
Na początek 3km roztruchtania, spokojnie po 5' z lekko mocniejszą końcówką, oczywiście przy różnym nachyleniu, ale już czułem, że będzie ciężko, znaczy się duszno. Po rozgrzewce ustawiłem prędkość na 16,0km/h i nachylenie 2. Nie wiem, czy to 2 oznaczało procenty, czy jakieś inne jednostki i ruszyłem... bieżnia jakoś dziwnie się kręciła, nie mogła utrzymać stałej prędkości, wydawało mi się, że toczy się  raz wolniej, raz szybciej i po podkręceniu jej do 16,5km/h... padł bezpiecznik... przesiadłem się więc na drugą maszynę, lecz z nią było podobnie :) zdechła po chwili... całe szczęście została trzecia, która wykazywała większą chęć współpracy, ale bazując na wiedzy z przed kilku minut, zostałem przy 15km/h i nachyleniu 2,5, wychodziło więc że idę po 4'00/km a tętno oscylowało między 169 a 171, czyli tak, jak miało być. Po kilku km biegu zaczęło cieknąć ze mnie, jakbym biegał w deszczu, totalnie odcinało tlen i nie było jak oddychać, masakra. Męczyłem się, że hej. Wytupałem swoje 10km w założonej intensywności i wziąłem mleczany, wyszło 2.0mmol/l, co chociaż trochę poprawiło mój humor. Następnie dokręciłem 2km i na tym skończyłem wtorkową masakrę na bieżni mechanicznej.
Dziś rano na pływalni katowaliśmy grzbiet, który coraz lepiej mi wychodzi, było duuuuuuużo techniki. Pływaliśmy z jedną płetwą, z dwiema, z deską z przodu, między nogami i bez deski. Było mocno, jak dla mnie, ale to dobrze. Wierzę, że to niedługo zaprocentuje :) Zapomniałem dodać, mam już numer startowy na MP w Suszu :) Wystartuję z numerem 200 :)

Show must go on!
poniedziałek, 17 stycznia 2011

postheadericon Jedziemy dalej z tematem...

Setka stuknęła, w końcu zacząłem zbliżać się do w miarę przyzwoitej tygodniowej objętości treningowej, chociaż jeszcze nie jest to właśnie to, co lubię, ale nic na siłę, powolutku małymi kroczkami, do przodu. Ten tydzień był dziwny, ciekawy, zaskakujący, denerwujący, irytujący, pełen nieoczekiwanych zmian. Zaczęło się spokojnym poniedziałkiem, 6:30 pływalnia a popołudniu wizyta u lekarza, poprawienie tapingu na stawie skokowym, kolejna porcja akupunktury i do domu. Powiem szczerze, że nawet pomogło, ale to nie było jeszcze to... Wtorek, wybieganie z przyspieszeniami - znalazłem fajny kawałek asfaltu za szpitalem, odcinek długości około 250m częściowo ostro a częściowo łagodnie z górki, więc tam biegałem przyspieszenia. Jedyny minus to fakt, że często kręcą się tam autobusy, ale za to nie na denerwujących samochodów, a treningi biegam po zmroku, więc różnie z tymi autami bywa. Środa była w pewnym sensie przełomowa. Rano pływalnia a wieczorem ciągły, jedyna "dyszka" w luźnym drugim zakresie. Za cholerę nie miałem opcji, gdzie ją pobiec. Na dworze pizgało... a poza tym, już o tym pisałem w poprzednim poście, więc nie będę do tego wracał... W czwartek pokulałem się po mieście, wyszła niecała 19-stka, HR lekko spadło, prędkość na poziomie 5'00/km, ale podłoże dalej do d***... W domu solidna gimnastyka i mentalne przygotowanie się do piątku. Rano woda, później szybki trening na bieżni mechanicznej, gdzie dwa razy udało mi się doprowadzić ją do "zawału" czyt. wyskoczyły bezpieczniki przy 16,5km/h + gimnastyka rozciągająca, która coraz bardziej zaczyna mi się podobać.
W piątek musiałem jeszcze zaliczyć wizytę u stomatologa, która do przyjemności nie należała... a na dodatek schodząc po schodach prawie skręciłem staw skokowy, i tak zaczął mnie po tym boleć mój oklajstrowany achilles, że pomyślałem że to już koniec... Nie dość, że bolał przedtem, to teraz go jeszcze dobiłem. Dokuśtykałem do apteki, kupiłem jakieś dziwne lekarstwo i wróciłem do domu. Nawet nie oglądałem MŚ w ręczną, tylko walnąłem się do wyrka. Rano stał się cud! Achilles i staw skokowy przestał boleć. Nic a nic, zero bólu i dyskomfortu. Najlepsze jest to, że nie mam pojęcia dlaczego... Przecież prawie go skasowałem poślizgnąwszy się na schodach dzień wcześniej... Wyszedłem więc na trening, wybieganie po kałużach, na pętli 2km w górę - 2km w dół + siła z rytmem i do domu. Zmiana ciuchów i jazda na siłownię z Iwoną. Rowerek, bieżnia i spora dawka ćwiczeń na nogi i na górę. To było to.
W niedzielę czekał mnie kolejny ciąg. Pojechaliśmy na czarną drogę, na której początku zaparkowałem escorta wrc lpg i ruszyłem Szosą Piaśnicką, która całe szczęście była czarna, ale... pokryta sporą ilością kałuż. Żeby nie to i nie góry, byłoby sympatycznie. W sumie zrobiłem 12km na HRavg 171 po 4'10/km na zakwaszeniu = 2,5mmol/l. Całość treningu zamknąłem w 17km a tydzień w 100km biegowych i niespełna 5km wodnych.
Uważam, że był to dobry tydzień. Przerobiłem dobry kawałek biegowej i wodnej roboty, w sumie 9 treningów... 
Jestem ciekaw, jak będzie w kolejnym... który zaczął się ostrym pływaniem. Powiem szczerze, że ostro dostaliśmy w tyłek, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W niecałe 50min przerobiłem 1950m :) i coraz lepiej mi to wszystko już wychodzi.
Walka trwa!
...a teraz kilka mądrych cytatów ;)

" Płacz na treningu , śmiej się podczas walki "

"Gdy ty się opierd...sz ktoś inny trenuje zęby skopać ci tyłek"

"Wygrywaj bez pychy, przegrywaj bez urazy"
czwartek, 13 stycznia 2011

postheadericon Mam już powoli dość tej pogody...

Delikatnie mówiąc, bardzo mnie nasza aura irytuje, szczególnie gdy trzeba zrobić trening. Pół biedy kiedy jest to jakieś wybieganie, przyspieszenia, siła, ale gorzej jak trzeba pobiec coś nieco szybszego np. II zakres a na zegarku dochodzi godzina 19, pizga śniegiem, wiatrem a na ulicy jest szklanka. Tak było wczoraj. Z rana tradycyjnie pływalnia, sporo ćwiczeń na nogi, które o dziwo są moim najsłabszym punktem i sporo pływania na plecach, co mi już nawet dobrze wychodzi. Powoli łapię technikę, zarówno kraula jak i grzbietu, chociaż kiedyś wydawało mi się, że pływam całkiem technicznie, ale niestety... w moje pływanie wkradł się chaos ;) Tak więc zrobiłem swoje 50 minut w wodzie, na złamanie karku pędziłem do roboty, tak na marginesie się spóźniłem, oczywiście przez korki... i wieczorkiem wróciłem do domu. Na dworze paskudna pogoda. Śnieg, wiatr i oblodzone ulice bo o chodnikach nie ma co mówić... tu jest tragedia, chociaż to słowo to najbardziej delikatne określenie. Do wyboru miałem 3 trasy. Trasa nr 1 to dymanie góra - dół po ciemku na w większości nieoświetlonej drodze na Kępino (2km w jedną + 2km w drugą), trasa nr 2 - na ul. Przemysłowej na ok 1km pętli, ale to odpadło z powodu wiatru a raczej ostrej pizgawicy i trasa nr 3: Bolszewo - Orle. Kiedyś biegałem tam dłuższe wybiegania i nie było najgorzej. Wielki plus tej trasy, to jej profil, płaska i szybka, o znikomym natężeniu ruchu kołowego. Podjechałem na miejsce i zacząłem truchtać... zapomniałem dodać, że nie wziąłem łyżew... ulica była w większości pokryta cienką warstwą lodu, więc z przyczepnością było ciężko, poza tym pętla była jakaś dziwnie krótka i musiałem biegać częściowo po chodniku do Bolszewa i zawracać, nie było komfortu i biegałem cały pospinany. Szczerze mówiąc, męczyłem się i co chwilę zerkałem na zegarek z myślą "kiedy to się skończy"... biegłem spokojnie, nie przekraczając 170 ud/min i tak też wyszło, średnie tętno = 169 a prędkość... cóż... nie była powalająca bo 4'15/km za to zakwaszenie 2,5mmol/l, co prawda laktometr pokazywał, że jest mu za zimno i może być pomiar lekko niedokładny, ale patrząc na uwagę, że od rana - rana byłem na nogach, miałem w nogach trening na pływalni, sporo km za kółkiem i 8h w robocie to mogło tak się stać. Po powrocie do domu gimnastyka, sporo jak na mnie porozciągałem się i nim się obejrzałem było po 22. Co dalej... myślę, że na pewno na ciągłe przeniosę się na siłownię, na bieżnię mechaniczną i tam będę rzeźbił w przemiłej atmosferze stukotu hantli i sztang ;) Doszedłem do wniosku również, że jeszcze bardziej muszę przyłożyć się do gimnastyki i rozciągania, tu są braki braki i jeszcze raz braki i zaległości, tak samo w stabilizacji. Poczułem to szczególnie na niedawnym pływaniu, nogami do przodu... spróbujcie sami kiedyś tak popływać. Nogi do przodu i jazda... Po treningach zacząłem jeszcze intensywniej używać "kijka" www.thestick.pl który szczególnie w taka pogodę, kiedy mięśnie pracują bardziej niż zwykle pomaga je rozmasować i doprowadzić do używalności. Wyciągnąłem również starą piłkę lekarską i hantelki, mam zamiar dobrać się również do... stepu do aerobicu i to wszystko posklejać w jedną całość, ale muszę spokojnie nad tym posiedzieć i metodycznie poukładać. Myślę, że wyjdzie z tego niezły obwód ćwiczebny. Zapomniałem dodać... wczoraj na treningu miałem moment zwątpienia, szczególnie jak biegłem cały pospinany i miałem jakąś zdrętwiałą nogę... myślę, że to wina butów, w których dawno nie biegałem, ale to nie o to chodzi. Wpadłem na genialny pomysł, że zrobię kurs aqua aerobicu, spiningu i wylansuje się na personal trenera... wiecie, solarka, siłka, ciemne okulary, pakerka, gold na szyi... taki lans...

... prawie właśnie spadłem ze śmiechu z krzesła ;)
wtorek, 11 stycznia 2011

postheadericon Foto

Zapraszam na całkiem nową stronę AM-STUDiO !!! Fotografia reklamowa, ślubna, portretowa, reportażowa – do wyboru i koloru.
Prace ciągle trwają, ale całość już prezentuje się bardzo dobrze. Mam nadzieję, że z czasem pojawi się coraz więcej nowych zdjęć, w tym również z imprez biegowych.www.am-studio.eu"
poniedziałek, 10 stycznia 2011

postheadericon 8 treningów w tydzień...

Za mną już kolejny tydzień treningowy, jak powiedziałem mojej Iwonce w sobotę, czuję się jak 3/4 triathlonisty ;) oczywiście śmieję się z tego, bo do tri jeszcze mi daleko, jak z Wejherowa do Susza, ale cóż... po kolei.

Poniedziałek:  6:30 pływalnia i multum ćwiczeń, [300m rozpływanie + 16 x 25m w płetwach (1 x dokł. kr., 1xkr) + 4 x 150m (50RR, 25RR, 25NN, 2x25 kr.) + 16 x 25 ćw. w płetwach do grzbietu
Wtorek: 12,8km + 10x100m/100m + 2,3km, w sumie wyszło 17,5km
Środa: 6:30 pływalnia, ale nie pamiętam wszystkich ćwiczeń :)
Czwartek: I. 18,5km, II. 6,5km
Piątek: 12km + 10x100m/100m + 2,3km, suma: 17km
Sobota: 8:00 pływalnia ~2,1km i znów mega dużo ćwiczeń, było dobrze, bo pływaliśmy we 2 osoby na 1 torze, więc można było spokojnie wykonywać ćwiczenia + 9,5km + 10x100m podbieg + 2km, suma: 14,2km
Niedziela: 3km + WB2BC 12km [48:53] na Szosie Piaśnickiej, po górkach, ale cały czas po asfalcie... z kałużami przy średnim ruchu kołowym, wyszło za mocno, chociaż HRavg = 171 ale zakwaszenie po treningu wyniosło 4,1mmol. Myślę, że jednym z czynników był fakt, że końcówka była po górach i zamiast iść po 4'05 poszedłem po 3'53/km. Ten trening lekko zepsułem, miałem go biegać wolniej, ale jak poczułem kawałek asfaltu... :)

Dziś kolejne pływanko za mną, 6:30 wszedłem do wody i z tego co na gorąco pamiętam było tak... 300m rozpływania + 16 x 25m (25m kraul + 25m dokładanka) + 75m + 50m + 25m kraul + 25m + 50m + 75m kraul + 75m + 50m + 25m NN + 25m + 50m + 75m NN + 2 x 25m nogami do przodu) chyba niczego nie poplątałem ;) najważniejsze że powoli już to wszystko ogarniam i zapamiętuję.
piątek, 7 stycznia 2011

postheadericon ani rwa ani achilles... i dobrze

Lekko mi ulżyło po wizycie u lekarza. Diagnoza była może nie zaskakująca, bo spodziewałem się podobnej, jednakże największą zagadką okazał się "achilles". Od dłuższego czasu, może ponad miesiąca utrzymywał się ból w okolicy guza piętowego, maści, okłady, masaże, krioterapia, nie pomagały... ścięgno jednak nie spuchło i nie bolało przy ucisku i masażu, więc dawało to do myślenia.
Po dogłębnej diagnozie okazało się, że jedna z kości w stawie skokowym, strzałkowa, nie ustabilizowała się w stawie i podczas ruchu, wykonywania tzw. "cechy gimnastycznej" czy wysokiego biegania, uciskała i powodowała dyskomfort i bolesność. Lekarz zastosował taping i zalecił ćwiczenia, które pomagają :) Podobnie było z odcinkiem lędźwiowym, w którym zlokalizowana była kolejna bolesność. Tą udało mi się w 90% zniwelować na pływalni i poprzez ćwiczenia stabilizacji i siły stosowane po treningu, jednakże zabieg akupunktury przyniósł jeszcze lepszy efekt. Będę żył :) 
Wczoraj udało mi się w końcu zrealizować trening w przyzwoitych warunkach, no może w miarę przyzwoitych. Wyszła spokojna 18-stka wybiegania, w tym sporo km po twardym ubitym śniegu oraz około 2km po asfalcie - to się nazywa przełożenie... z 5'/km na 4'20-30 :)
Dziś czeka mnie jakaś 12-stka i rytmy, jutro pływalnia i wybieganie z siłą a w niedzielę ciągły...  i czujesz, że żyjesz ;)
środa, 5 stycznia 2011

postheadericon trening triathlonisty

Chociaż do bycia triathlonistą jeszcze mi daleko, ale już nie co posmakowałem namiastki wstępu do preludium treningu dla początkujących TRI ;) Wydawało mi się, że potrafię pływać. W wieku 9 lat bez problemów zdałem na kartę pływacką, lubiłem pływać, nie sprawiało mi kłopotu przepłynięcie 1km w wieku kilkunastu lat, było to banalne.Na studiach z pływaniem również nie było problemów, może za wyjątkiem stylu motylkowego, który był dla mnie bardzo męczący ze względu na moją "sztywność" i słabe rozciągniecie wielu grup mięśniowych, ale przeszedłem i wszystkie elementy zarówno czasówki jak i technikę zaliczałem w pierwszym terminie na dobre oceny. Zaliczenie 1500m (60 basenów) było śmiesznie proste. Ratownictwo wodne, nic strasznego, więc zdobyłem uprawnienia młodszego ratownika WOPR. Z tego kursu najmilej wspominam pływanie po... ciemku. Prowadzący wyłączył światło na pływalni, a zajęcia odbywały się wieczorem i jazda z tematem...
Wracając do triathlonu. Dziwiłem się, jak znajomi mówili mi, że pływają na treningach po 2, 3 a nawet 4km dziennie, do tego dorzucają rower i bieg. Jakoś było to dla mnie abstrakcją, szczególnie ta woda. 1,5km w 35minut spoko, da się zrobić. Luz, kraul, żaba, spokojnie... ale żeby zrobić 3 razy tyle? Od momentu podjęcia wyzwania, musiałem przeprosić się z pływaniem, więc kupiłem karnet i taplałem się. Raz był to 1km innym razem 1,5km, nie było to żadnym problemem, podkreślam - po ponad 5ciu latach nie pływania, jednakże... po rozmowie ze znajomym, byłym trenerem kadry triathlonistów a obecnie jednym z najlepszych trenerów, jak nie najlepszym trenerem w tej konkurencji postanowiliśmy, że będę pływał pod jego okiem. Na pierwszych zajęciach było ok. Sporo ćwiczeń, różnych różniastych. Dokładanka, przekładanka, raz na jednym boku, raz na drugim itp itd., ale jak Piotr powiedział, to było tylko delikatne rozpływanie... hmmm.... Zacząłem przychodzić regularnie na treningi pływackie. 3 razy tygodniowo na 6:30 rano. Mamy zarezerwowane 2 tory na pływalni MOSiR w Rumi i tam trenuje razem z moim klubem. Powiem, że ciekawie to wygląda. Na jednym torze zapitalają chłopaki i dziewczyny, którzy naprawdę pływają przez średnie i duże "P" a na drugim my :) Kule u nogi, niedobitki, początkujący amatorzy... ;) Treningi normalnie trwają 90' ale ze względu, że na 8 muszę być w pracy a dojazd zajmuje mi ponad 30 minut, pływam więc jedyne 50minut, ale to i tak jest sporo. Na rozpoczęcie 10 - 12 długości rozpływania... potem zaczynają się ćwiczenia techniki. Pływamy w płetwach, z deskami, raz przed sobą, raz między nogami i wykonujemy mnóstwo ćwiczeń, które powoli zaczynam ogarniać, ale jak Piotr mówi "teraz 16 x 25m nogi do kraula, dokładanka, na grzbiecie itp..." nieźle... Po tych ćwiczeniach, kolega który pływa najlepiej z "naszej grupki" dostał zadanie... 100-200-300-400-300-200-100... ja musiałem się ewakuować do pracy. Powiem, że takie zabawy w wodzie dają nieźle w kość i jeżeli do tego dołączyć drugi trening to wychodzi naprawdę niezły wysiłek. Właśnie... dziś wieczorem muszę gdzieś polecieć dyszkę ciągłego... Podoba mi się ten sport coraz bardziej. Nie jest taki monotonny, jak tylko bieganie, bo tu oprócz biegu jest woda, chociaż dymanie 2km na 25m basenie to jak bieganie 32km na 400m stadionie... ale do tego dojdzie rower, którego jestem mega ciekaw... Zobaczymy, co z tego będzie :) Na razie mi się podoba. Wczoraj moja Iwonka kupiła mi okularki do pływania, więc już mam pełen arsenał: czepek, okularki, płetwy :)

11 czerwca będzie dniem prawdy...
poniedziałek, 3 stycznia 2011

postheadericon swim4fun ;)

Muszę się nieskromnie pochwalić, dziś rano, o 6:30 uczestniczyłem w kolejnym treningu pływackim :) Normalnie o tej porze wstaję do pracy a tu takie przestawienie harmonogramu dnia ;)

Mój profil na FACEBOOKU

Twój osobisty trener...

Szukasz pomocy w sprawach treningu biegowego?
Nie wiesz, jak zacząć, jak poprawić swoje rekordy życiowe, każdy trening staje się monotonny, nudny a czasy w kolejnych zawodach nie poprawiają się?

Może jesteś początkującym biegaczem i nie wiesz od czego zacząć?

Dobrze trafiłeś!
Napisz do mnie

TEST BIEGOWY

Jeżeli nie wiesz jak trenować, natłok informacji o strefach HR, HRmax, HRR, VO2max itp powoduje u Ciebie ból i zawroty głowy a sport tester wciąż piszczy i świeci podając co chwilę sprzeczne informacje, pomyśl nad wykonaniem profesjonalnego TESTU BIEGOWEGO mającego na celu dokładne wyznaczenie "zakresów treningowych" w oparciu o pomiar zakwaszenia i tętna.

Jestem do dyspozycji i czekam na kontakt!
z nimi współpracuję...