wtorek, 28 września 2010

postheadericon 37. real Berlin Marathon, 26.09.2010

Berlin, Berlin i po Berlinie, kolejny maraton, z tego co się orientuję 15, w nogach. Jak było? Mokro, zimno, ale fajnie, mocno, satysfakcjonująco (prawie) i luźno oczywiście z atrakcjami, bo jakby nie inaczej, ale zacznijmy od początku.
Plan na samym początku był prosty, rozmienić 2:30, ale Ci którzy mnie znają, wiedzieli, że nie czułem się na tyle i obstawiałem wynik między 2:31 a 2:32, na tyle było mnie stać i tyle wychodziło z ostatnich treningów. Ja tak mam, że przy pewnych akcentach bieganych bardzo mocno, wiem na ile mnie stać zarówno w połówce, jak i w maratonie, jednakże 2:33:48 to nie 2:31. Co się stało...? Wiele zewnętrznych czynników miało na to wpływ. Wiadomo, najważniejsze przed maratonem to regeneracja, sen, odpoczynek i spokój... niestety pewne osobiste sprawy sprawiły, że tego zabrakło. Niespodziewanie wyskoczyła nieprzespana noc, kilka lekko pozarywanych, sporo km i czasu za kółkiem i brak spokoju w głowie, która była zaprzątnięta innymi, ważniejszymi sprawami, cóż, życie... Ostatni trening zrobiłem więc w środę, spokojne BNP 8km, gdzie zacząłem po 4'30 a kończyłem po 3'45/km i miałem mega luz. Planowałem jeszcze potruchtać w piątek, ale nie wyszło.
Do Berlina wyjechaliśmy w sobotę rano. Sylwuś, Piotrek z bratem Pawłem, Iwona i ja. Podróż przebiegała spokojnie, bezstresowo w sympatycznym nastroju. Żadnego stresu i spinania się, totalny luz. Kilka godzin po nas miał wystartować Krzysiek, z którym mieliśmy się spotkać na miejscu, w biurze zawodów. Dojechaliśmy na miejsce, odebraliśmy numery, pochodziliśmy po expo i czekaliśmy na Krzyśka, który stał w gigantycznym korku. Po 17 Krzychu dalej stał w korku, bez perspektywy szybkiego wyjścia a biuro było czynne do 18, więc poszedłem i pogadałem z obsługą, czy jest opcja odbioru numeru przeze mnie. Pan w biurze spisał mnie z "ID" i udało się odebrać pakiet za Krzyśka :) było przed 18, więc udaliśmy się do hotelu, oczywiście w korku, bo jakżeby inaczej. Krzychu czekał na nas przy hotelu, który był... zamknięty a na szybie wisiały jakieś kartki :) w języku niemieckim oczywiście. Na kartce był numer telefonu, więc Paweł zadzwonił i okazało się, że hotel został zamknięty przez policję... extra :) nie mieliśmy gdzie spać. Zadzwoniłem do Agnieszki, która spała w 4-ro gwiazdkowym hotelu i obiecała rozeznać się w temacie wolnych miejsc. Paweł zadzwonił do żony, do Polski, która na necie szukała hotelu w Berlinie. Znalazły się 2 i do jednego z nich udaliśmy się, było około 21, ech... zamiast spać i regenerować się przed startem. Pogoda w Berlinie była paskudna, deszcz, deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz, lipa na maxa. W niedzielę wstaliśmy około 6. Śniadanko, koksiki i do auta, zdobywać Berlin! Za Grunwald, za Westerplatte ;) Na dworze oczywiście padało, chociaż słowo padało, to delikatne określenie... Potruchtaliśmy około 2km i ubranie w peleryny przeciwdeszczowe, ja jeszcze w stare lycry i t-shirta, ustawiliśmy się w kolejce do boksu startowego "A". W boksie spotkaliśmy Przemka Giżyńskiego, który planował złamanie 2:30 i to mu się udało - gratulacje !!! Ja byłem umówiony z Jurkiem Skarżyńskim i Agą, że do 25km będę ją prowadził, planowaliśmy pobiec bardzo podobny wynik ~2:32. Chwila koncentracji i ruszyliśmy... na początku było tłoczno, pierwszy km 3'54, mijanka i wyprzedzanie, tak przez 2 km. Biegło się luźno i dobrze, ale było mi zimno. Cały czas lał deszcz, były kałuże, koleiny wypełnione wodą i wszyscy naokoło chlapali. Na około 3km dogoniłem Agę i zaczęliśmy z Krzyśkiem rozprowadzać jej bieg.
Pierwsza piątka - 18:17, kolejna - 18:18, czyli 10km zrobiliśmy w 36:27, całkiem planowo, szczególnie jak na te warunki. 10-15km - 18:10, czyli 15km zrobiliśmy w 54:37. Samopoczucie super, chociaż nogi z zimna miałem lekko pospinane i twarde. Ciekawe było to, że praktycznie nie piłem. Brałem po 1-2 łyki wody i trochę Vitargo z Agnieszki bidonu.
Na 20km zameldowaliśmy się po 1 godzinie i 12 minutach (5km - 18:20) a na połówce czas wynosił 1:16:57... czyli żeby poprawić PB, trzeba byłoby się spiąć. Na półmetku na środek ulicy wyskoczył Jurek i zaczął nas gorąco dopingować i robić zdjęcia. Ja lekko przyspieszyłem, ale prędkość 3'38-36 była w tym dniu optymalną.
Kolejną piątkę przebiegliśmy w 18:27, następną w 18:25, czyli 30km zrobiliśmy w 1:49:49, tempo lekko spadło, trzeba było więc przycisnąć. Z lewej strony biegła zawodniczka z Chorwacji z pacemakerem, więc zabrałem się z nią i lekko z Krzyśkiem podkręciliśmy tempo.
Krzysiek przyspieszył, więc w końcu zaczęło się lekko mocniejsze wybieganie :) 30-35km zrobiliśmy w 18:03 a następną piątkę w 18:06. Na 40km było więc 2:25:58, ale nie patrzyłem na zegarek, więc nie wiedziałem na ile lecę. Myślałem, że na mecie będę miał czas w okolicy 2:35... Przebiegając pod Bramą Branderburską wiedziałem, że jest jeszcze niedaleko, więc puściłem się ostrym finiszem, o dziwo nie było żadnych problemów. Żadnego skurczu, spadku mocy czy osłabienia, jedynie było zimno i mokro ;) Wbiegając na metę ścigałem się z zegarem, który zbliżał się do 2:34... ostatnie 2,195km zrobiłem w 7:50, czyli po 3'34/km. Czas netto, który uzyskałem to 2:33:48, brutto 2:34:02. Kilka sekund za mną wbiegł Krzysiek a minutę później Aga. Wszyscy oprócz mnie z nowymi PB. ech... Jakoś dotelepałem się po medal, zaczęła strasznie boleć mnie lewa pachwina a obsługa kilka razy chciała wysłać mnie do medyka, lecz się nie dałem :) Tak mnie bolało, że postanowiliśmy z Krzyśkiem wziąć rikszę i dojechać nią do samochodu :) Pani się nami zaopiekowała, przykryła kocykiem i tak dotarliśmy na parking. Najśmieszniejsze było to, że około 15 minut szukałem kasiory, i w pewnym momencie pani zapytała się, "czy jest możliwość, że dostanie zapłatę", więc poczęstowałem ją czekoladką i dalej szukałem. Znalazłem, zapłaciłem i podziękowałem za podwiezienie :) Przebraliśmy się i poszliśmy szukać reszty.
Paweł uzyskał czas 3:12:59, Piotr 3:41:14, Iwona 3:51:58 (ponad 12 minut trwało zanim Iwona dotarła do linii startu od momentu wystrzału startera), Sylwuś 4:41:46. Szczególnie dumny jestem z mojej małżonki, Iwona uzyskała piękny czas w debiucie, szczególnie w tak paskudnych warunkach pogodowych :)
Tutaj, można zapoznać się z filmikiem z trasy biegu :) na który serdecznie zapraszam.
Podsumowując... bieg był jak najbardziej ok, aktywny, mocny i co najważniejsze bez żadnego spadku energetycznego, skurczu czy ściany. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że to był dobry bieg. Co dalej... nie chcę mówić, ale...
No Risk - No Fun... i do przodu!
środa, 22 września 2010

postheadericon Jack Daniels na gorąco...

Kilka luźnych, krótkich przemyśleń, które przyszły mi do głowy po przeczytaniu Jacka Danielsa:
- trening hardcorovy (oczywiście maratoński, wersja elit)
- praktycznie nie do zrealizowania w naszych warunkach, przy trybie pracy, zimie, śniegu...
- jest wyzwaniem
- zupełnie inna szkoła biegowa
- podoba mi się i będę chciał co nieco od niego zaczerpnąć
Muszę jeszcze 2-3 razy przeczytać tą pozycję :)
poniedziałek, 20 września 2010

postheadericon Bieg Wejhera... a miało być tak pięknie ;)

Kolejny start w Wejherowie za mną, miała być to dyszka biegana na maxa, i prawie była... ale prawie robi wielką różnicę.
W sobotę może nie było idealnych warunków do biegania, wiało straszliwie, ale w każdych warunkach należy umieć biegać. Po rozgrzewce z Binczusiem i Karolem Rzeszewiczem ustawiliśmy się na starcie. Było git, chociaż od rana nie czułem się za super, małe rozwolnienie i jakieś twarde nogi na rytmach, ale była grupa na 32' więc trzeba było się zabrać, szczególnie że bieganie samemu w takich wietrznych warunkach nie było dobrym pomysłem. Trasa wiodła po mieście - 4 okrążenia po 2,5km.
Ruszyliśmy... mocno.
Pierwszy km... 3'05... mocno, ale cóż, trzeba trzymać, chociaż od samego początku biegło się ciężko i jakoś dziwnie zaczęło mnie zatykać z lewej strony. Pierwsze 2,5km (okrążenie) zrobiłem w 8:02, czyli po 3'08/km... ale to nie było to. Coraz bardziej zaczęło mnie boleć z lewej strony, tak że miałem mocno skrócony oddech. Na pewno nie była to "energetyka" i musiałem odpuścić... zacząłem najzwyczajniej truchtać.
Drugie koło było znacznie wolniejsze bo w 8:35, czyli po 3'24/km. Międzyczas z 5km to 16:37, nie tak źle, ale wiedziałem że nie dam rady pójść tak mocno kolejnych dwóch okrążeń.
Pod koniec 3-go okrążenia doszła mnie Iwona Lewandowska i pomimo, ze pokonałem kolejne koło w 9:06... masakra (3'37/km) postanowiłem pociągnąć ją. W pewnej chwili myślałem, że zejdę, bo nie mogłem oddychać. Miałem tak skrócony oddech, że nie wiem, jak dobiegłem do końca i ostatnie koło zrobiliśmy w 8:33 (3'25/km).
Czas na mecie... 34:18... czyli o wiele wolniej, niż każda dyszka z półmaratonu, bieganego 2 tygodnie temu.
Najważniejsze po biegu było znalezienie odpowiedzi, co się stało, że się... Co jadłem, niby to samo, chociaż zmieniłem dżem, ale to mi jakoś nie grało. Podejrzany był serek homogenizowany, którego jakoś smak mi lekko podpadł... wróciłem do domu i okazało się, że serek, którym smarowałem kanapki skończył swoją przydatność do spożycia... 5 września a jego zapach pozostawia wiele do życzenia...
cóż... popełniłem szkolny błąd... ale zrobiłem mocny trening, zawierający elementy 9km biegu z kolką z mocną końcówką :) Niema tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Za tydzień maraton... zobaczymy, co będzie. Jak się czuje. Nie wiem i nie mam pojęcia ile mogę polecieć. Plan jest ambitny, ale ja jak zawsze jestem bardzo ostrożny, szczególnie jeżeli chodzi o maraton, może jednak trzeba będzie zaryzykować... No Risk - No Fun :)

piątek, 17 września 2010

postheadericon ...kiedy powiem sobie dość...

...A ja wiem, że to już niedługo
Kiedy odejść zechcę stąd
Wtedy wiem, że oczy mi nie mrugną, nie
Odejdę cicho, bo tak chcę...

[...]Czy warto było szaleć tak - przez całe życie?
Czy warto było starać się - jak ja?

... ale to, nie koniec, to dopiero początek...
Moja żona nie jest specjalnie zadowolona z tego powodu, ale co ja mam powiedzieć... Wymarzone niebieskie Subaru Impreza WRX STI niestety musi poczekać, są inne priorytety w życiu ;)
...i jazda z tematem!!!

postheadericon Dostałem prezent...


Wczoraj dostałem pewien prezent, a raczej 21 prezentów i każdy inny :)
środa, 15 września 2010

postheadericon PostureCurve

Dzięki Sławkowi z portalu www.thestick.pl mogę testować kolejne urządzenie, wpływające na utrzymanie poprawnej postawy ciała a przede wszystkim pomagające zwalczyć ból pleców i dolegliwości spowodowane z rwą kulszową.
PostureCurve - bo o tym urządzeniu mowa, (http://www.posturecurve.com/)prezentuje się w następujący sposób:

Pisząc ten tekst siedzę na krześle a za plecami mam PostureCurve i powiem, szczerze, że ciekawie prezentuje się to urządzonko, jeżeli będzie dawało takie efekty jak "stick", a myślę, że będzie to bankowo wpłynie na poprawę samopoczucia po 8 godzinach spędzonych w biurowym fotelu, czy 500km wydeptanych na ulicy.

postheadericon Luzowanie...

Do startu w maratonie zostało niewiele czasu, więc trzeba zjechać z objętości i zacząć luzować i to na maxa.  Robota została zrobiona i teraz nie ma co kombinować. Jako, że muszę zawsze wszystko przetestować na własnej skórze i dopiero później będę mógł stwierdzić, jak to wszystko działa, oto co wymyśliłem na ostatnie 2 tygodnie przed maratonem :)

11.09 Ostatni mocny bieg, BNP 32km... 2km po 4'30 + 10km po 4'22 + 10km + 3'52 + 6km po 3'48 + 2km po 3'37 + 2km po 4'45.
12. 15km spokojnego wybiegania po 5'20/km
13. WOLNE
14. 4,5km wybiegania + WT 2x400 (69", 71") + 2x500m (1:31, 1:29) + 2x200m (31", 29") + 1km roztruchtania
15. WOLNE
16. PUMA z biegiem Gdyni, czyli 5-6km tuptania :)
17. 8-10km + 5x20"/40"
18. START 10km
19. WOLNE (praca)

20. 8-10km + 10x15"/30"
21. WOLNE
22. 6-8km + 5x200m
23. PUMA z biegiem Gdyni,
24. ROZRUCH
25. WOLNE
26. START 42,195km

Jak forma jest, to będzie i nie ucieknie, jak nie ma to cóż... :) życie...
wtorek, 14 września 2010

postheadericon Biblioteczka - nowe pozycje

Kolejne nowe pozycje w mojej bibliotece biegowej :)
Haruki Murakami "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" - ciekawa pozycja, nie mająca nic wspólnego z treningiem, fizjologią itp. Zawarte są w niej przemyślenia japońskiego pisarza, maratończyka, ultrasa, triatlonisty, zaczerpnięte z treningów, zawodów oraz codziennego życia.
Jack Daniels "Bieganie metodą Danielsa" - inne, ba nawet zupełnie inne podejście do treningu biegowego, niż stara polska szkoła, doskonała alternatywa dla biegaczy wzorujących się na dawnych schematach i założeniach treningowych. Wg mnie obowiązkowa pozycja dla każdego, kto chce przewrócić swój trening do góry nogami i zasmakować innej wizji treningu. Jestem w trakcie jej analizy i jestem pod olbrzymim wrażeniem. Tyle myśli na raz o treningu biegowym nigdy w życiu na raz nie przychodziło mi do głowy.
Joe Friel "Triatlon - biblia treningu" - hmmm... to będzie na deser, jak na razie tylko przewertowałem spis treści, przejrzałem zawartość nie wgłębiając się w szczegóły i cóż... jak to było w piosence Violetty Villas "...przyjdzie na to czas,
przyjdzie czas, przyjdzie czas..."

postheadericon Saucony Kinvara (WRC)

Kinvara, rzadziej Kinvarra (irl. Cinn Mhara "head of the sea") - port i wioska rybacka w hrabstwie Galway na zachodnim wybrzeżu Irlandii. W niedalekiej okolicy znajduje się XV-wieczny zamek Dunguaire Castle, liczne dolmeny oraz ruiny opactwa. Ciekawa jest również flora i fauna tych okolic, wiosną kwitną tam różne gatunki storczykowatych, goryczki, róże górskie i stokrotki. Widziano na klifach maskonury, alki i inne ptaki morskie…. Wróć, miało być o butach Saucony Kinvara a nie o jakiejś wiosce w Irlandii… Buty Saucony Kinvara otrzymaliśmy do testowania wraz z moją małżonką – Iwoną, w lipcu i od razu wiedziałem, że w tym bucie pobiegnę maraton.


Na pierwszy rzut oka, but wydał się być zwykłą treningówką, jakich jest mnóstwo na rynku, szczególnie widząc „toporną” piętę, w której znajduje się potężna dawka systemów redukujących wstrząsy, jednak biorąc go do ręki, zmieniłem zdanie. Lekki, wg danych producenta 7,7 uncji - czyli około 271 gram, elastyczny, z wyjątkową podeszwą zrobionej z pewnego rodzaju pianki – Heel ProGrid LITE (w innych modelach Saucony, zastosowano w podeszwie system ProGrid) oraz EVA, których zadaniem jest amortyzacja pochłanianie wstrząsów i umożliwienie płynnego przetaczania się stopy, przy jednoczesnej redukcji masy buta. Wytrzymałość podeszwy opiera się również na zastosowaniu pewnego rodzaju gumy węglowej XT-900, która oferuje wyjątkowe właściwości trakcyjne, bez szkody dla trwałości i przyczepności. O przyczepność i stabilność buta na szosie, dbają również charakterystyczne „trójkąty”, którymi producent najeżył podeszwę Kinvary. But prezentuje się w bardzo oryginalnych kolorach, jaskrawe, dobrze widoczne, agresywne, co zwraca od razu uwagę zarówno biegaczy, jak i potencjalnego klienta, ponieważ ten but naprawdę wyróżnia się wśród tłumu. Wierzch buta zrobiony jest z mocnego materiału – Air Mesh Upper, który jednocześnie dobrze oddycha, sprawiając, że nawet w upalne dni stopa pracuje w komfortowych optymalnych warunkach. Sznurówki, zwykłe, tasiemki – i to kolejny sygnał, że producent miał na celu odchudzenie buta i nadanie mu wyścigowego charakteru.


To tyle opisu z zewnątrz. Jak Kinvara prezentuje się w akcji? Pierwszym treningiem, który w niej robiłem, był popularny „ciągły” i tu po raz pierwszy zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. But jest niezwykle dynamiczny i elastyczny, sam prowokuje do szybkiego biegania, jednocześnie wymuszając „wysokie bieganie” na śródstopiu. Mimo swojej lekkości jest bardzo stabilny i niczym dobrze posmarowane narty „na trzymanie” przykleja się do szosy.

Kolejnym sprawdzianem, który przeszły Kinvary, to tempo, czterysetki i tu kolejny plus. Doskonałe wybicie, doskonała amortyzacja i trzymanie stopy sprawiały, że mogłem skoncentrować się na biegu a nie na dziurawym asfalcie.


Chrzest bojowy buty przeszły na Półmaratonie w Pucku. Tu miała paść odpowiedź, czy to but wyścigowy w pełnym słowa tego znaczeniu, czy szybka treningówka. Upalna pogoda, górki, dziurawy asfalt i 21km do przebycia. Jak było? Idealnie, oczywiście pod względem komfortu biegowego. Kinvary sprawdziły się na 5. Osoby, które biegały w zwykłych startówkach ze znikomą amortyzacją narzekały na nierówności w drodze, a Kinvara doskonale radziła sobie z wybojami, po raz kolejny udowadniając, że można w bucie startowym zastosować lekkość, dynamikę i doskonałą amortyzację. Często zdarzało mi się, że po półmaratonie bolały mnie stopy, tu nie miałem żadnego obtarcia, żadnego pęcherza ani bólu. Kolejne testy Saucony Kinvara przebiegały w Szklarskiej Porębie, tu na „Zakręcie” podczas ciągłych i na Jakuszycach na tempie mogłem bez problemu realizować zadania treningowe w komfortowych warunkach „obuwniczych”.

Podsumowując testy Saucony Kinvara, but ten jak dla mnie to typowa startówka i to nie zależnie czy na długi, czy krótki dystans. Sprawdziła się w półmaratonie oraz na krótszych treningach. Można bez problemu biegać w niej na prędkościach poniżej 3’/km, wykonywać treningi tempowe, jak i spokojne długie biegi ciągłe. Doskonała stabilizacja, przetaczanie oraz wymuszanie wybicia ze śródstopia plus dobre trzymanie stopy i lekkość buta, potęgują doznanie szybkości i dynamiki. Jedynym małym minusem tego buta, to krótka żywotność pianki w śródstopiu, jednak że jak potraktujemy  Kinvarę jako but przeznaczony na starty, to będzie nam długo służyła. Taką samą opinię o tym modelu  Saucony ma Iwona, która tak, jak ja poprawiła swój PB w półmaratonie w Pile i na pewno razem z Kinvarą wystartujemy w berlińskim maratonie. (na zdjęciu z prawej nasz drogi tester w momencie przekraczania mety Półmaratonu w Pile).

(tekst pochodzi z portalu bieganie.pl)
* * *
Buty Saucony Kinvara otrzymałem do testów, dzięki firmie
BORTEX
, której z tego miejsca bardzo dziękuję.
Zapraszam na www.bortexsport.pl i www.bortex.net.pl.
* * *

poniedziałek, 13 września 2010

postheadericon Pewien trening...

To było 7 dni po pewnym półmaratonie, na 14 dni przed pewnym maratonem. Krótko, zwięźle i na temat. Trening polegał na pokonaniu 22km podzielonych na 3 odcinki, 10km + 10km + 2km, z tym, że pierwsze 10km miało być biegane spokojnie, w tempie popularnego wybiegania, kolejna dycha w zakładanym tempie maratonu a ostatnie 2km, roztruchtanie.
Zadanie proste, ale wymagające od zawodnika koncentracji, przemyślenia treningu, zastanowienia się nad jego treścią i założeniami. Uważam, że zawodnik powinien również myśleć o tym, co robi a nie tylko biegać. Pogoda była słoneczna, około 20 stopni, trasa pagórkowata, samopoczucie super. Pierwsza dycha wyszła idealnie. Tętnowo nisko a prędkościowo szybciej, niż przypuszczałem (o niecałe 20"/km), czyli trening się sprawdził. Przypomnę, że zawodnik biegał tydzień temu półmaraton i poprawił swoje PB o 6 minut! Tydzień po połówce był luźny, spokojny z jednym delikatnym akcentem w postaci delikatnej siły biegowej, tak że zawodnik powinien być wypoczęty i "wyposzczony". Kolejna dycha... pierwszy km, wolniej od założeń o niecałe 20" - był znaczny podbieg, kolejny szybciej, 3-ci jeszcze szybciej, tak że zawodnik miał już 3 sekundy "naddatku"... Co się wtedy stało? Tempo zostało podkręcone i zaczęło się ściganie... niestety nie na tym ten trening polegał i w rzeczywistości zamiast 10km "udało" się pokonać tylko 8km z prędkością średnią, jak w półmaratonie bieganym tydzień wcześniej, ale to nie wszystko. Międzyczasy uzyskane z ostatnich 4km były tylko o kilka sekund/km wolniejsze niż w biegu na 10km. Co się stało na koniec...? LA= 4,8mmol/l!!! Zamiast 2 max 2,5.
Pytanie, co dał ten trening, jaką odpowiedź, czy spełnił założenie, czy cokolwiek zbudował i poprawił, czy dał obraz jak teoretycznie (fizjologicznie) dobrać prędkość na maratonie...?
Nieraz noga się kręci i aż chce się przyspieszyć, ale czy na treningu mamy biegać na maxa i się ścigać, czy od tego są zawody?
To tyle rozważań ;)

PS. W sobotę biegałem BNP 32km... 2km po 4'30 + 10km po 4'22 + 10km + 3'52 + 6km po 3'48 + 2km po 3'37 + 2km po 4'45. Całość wyszła 4'05/km i nieźle się umęczyłem :) ale było OK. To już ostatni długi mocny i wyczerpujący trening przed maratonem, całe szczęście ;)

Trening często jest wymagający i niekoniecznie przyjemny.
Powinien jednak zawsze dawać satysfakcję.
Jack Daniels

postheadericon Morsy Gdyńskie

Zapraszam serdecznie na stronę Gdyńskich Morsów, które to razem z nami biegają w każdy czwartek o 19:00 po Bulwarze Nadmorskim, na wspólnych zajęciach PUMA z biegiem Gdyni. Jak widać i Pumy i Morsy żyją w zgodzie i w harmonii ze środowiskiem :)
piątek, 10 września 2010

postheadericon Przychodzi Suchy do lekarza...

W końcu odważyłem się i poszedłem do lekarza, z prostej przyczyny - od jakiegoś dłuższego czasu pobolewa mnie "coś" w okolicy nerwu kulszowego, a tu żarty się kończą.
Przypomniał mi się dowcip...

czym się różni student I, i IV roku AWF?
- student I roku AWF, jak przychodzi do lekarza to mówi: boli mnie początkowy przyczep głowy długiej mięśnia czworogłowego uda
- student IV roku mówi: coś mnie w nodze nap******* (boli)

W każdym razie, zadzwoniłem i umówiłem się na wizytę. Lekarz, znany, postawił na nogi kilku czołowych maratończyków i kilku moich znajomych, ba, nawet kiedyś był lekarzem we Flocie, jak tak się ścigałem. Jedyne, czego się obawiałem, to... akupunktury :/
Przyszedłem, pogadaliśmy chwilę i zaczęła się analiza co i dlaczego się dzieje. Całe szczęście okazało się, że nerw jest cały a ból spowodowany jest przykurczami w całej dolnej części obręczy biodrowej. Jest tam sporo mięśni i tu jest problem, zacytuję lekarza "jesteś spięty, jak baranie jaja" i faktycznie tak jest. Przy każdym ucisku czuję ból i tu tkwi przyczyna. Lekarz zademonstrował kilka ćwiczeń rozciągających i stwierdził, że nadszedł czas na ... akupunkturę... W życiu nie miałem akupunktury i lekko się jej obawiałem. Było hard corowo, ukłucie i wiercenie, ukłucie i wiercenie, raz po prawej a raz po lewej stronie, masakra. Co chwilę lekarz się pytał, czy jeszcze nie zemdlałem i czy jeszcze jestem z nim ;) Podobno wiele osób mdleje, ale mi się udało wytrwać w całości :) Mam nadzieję, że pomogło, chociaż usłyszałem, że mogę mieć gorączkę i czuć się źle przez kilka dni. Wróciłem do domu, jak paralityk, bo wszystko mnie bolało po ukłuciach, w sumie to jeszcze boli i poszedłem na trening. Z ciekawości powiem, że zrobiłem 14km spokojnego wybiegania, żeby złapać rytm pierwszy km zrobiłem w 5'23 a kończyłem po 4'18-15. Czternacha wyszła po 4'30 a zakwaszenie... 1.1 mmol/l :) czyli poszedłem na spokojny spacerek do lasu ;) Na deser 5 x 200m luźnych rytmów 40-36" na 200m przerwie i finito :)

Teraz muszę się jeszcze więcej rozciągać i skupić się na kilku innych ćwiczeniach.
Pytanie jednak brzmi: skąd się wziął ból?
Odpowiedź: ze Szklarskiej do Wejherowa wracaliśmy autem długi czas, siedziałem zamiast z "tyłkiem przy oparciu" to wyciągnięty, i tu cały ciężar ciała skupiony był na przyczepach m. pośladkowych, i pozycja ta powodowała nacisk na n.kulszowy, kolejna rzecz, jak wróciłem do pracy to siedziałem w podobnej pozycji na fotelu... to + to + duża objętość treningu spowodowała ból. Co ciekawe, w pewnym momencie mocno rozmasowałem m.pośladkowe "stickiem" i ból przeszedł...
Wniosek:... wyciągnijcie go sami, bo ja już wiem, ale nie powiem ;)

czwartek, 9 września 2010

postheadericon PUMA Complete Nightfox TR

Zbliża się jesień, więc warto pomyśleć o nowych bucikach do biegania. Kilka dni temu z nową dawką sprzętu biegowego na jesienne treningi otrzymałem z PUMA Polska kolejny model terenówki PUMA Complete Nightfox TR. Jestem niezmiernie ciekaw, jak będą się sprawować na treningach.

postheadericon Międzynarodowy Półmaraton Philipsa - Piła, 5.09.2010 - NEW PB!

Po 3 i pół roku udało się nabiegać nową życiówkę na połówkę. Czułem, że jest moc, ale pytanie było: czy zdążyłem się zregenerować. Wypuściłem ostatni tydzień, i czułem, że jako tako, zaczynam się coraz lepiej czuć. Piątkowe spokojne 8km wybieganie po 4'20/km potwierdziło, że nie jest najgorzej.
Do Piły ruszyliśmy w sobotę, parę minut po 11. Tytanowy Sylwester, Marcin , moja Małżonka i ja. Podróż mijała bardzo sympatycznie... w korkach, które chyba się na nas uwzięły i co chwilę utrudniały nam podróż. Przed Chojnicami, byliśmy już mega głodni, że zatrzymaliśmy się na moment w... Macu, chickenburger + shake i dalej w drodze do fajnej knajpki "Mini ZOO", gdzie się objedliśmy na maxa :)
Do Piły, dotarliśmy przed 17 i od razu udaliśmy się do Hotelu, co prawda Hołek lekko zboczył z trasy, fundując nam tourne po osiedlu, ale nawigacja w mojej N97, skutecznie doprowadziła nas do celu. Po wrzuceniu toreb, ruszyliśmy po odbiór numerów. Ja miałem 123, Iwona 124. Na miejscu czekał na nas Krzysiek, z którym mieliśmy biec i najprawdopodobniej razem będziemy walczyć w Berlinie. Wróciliśmy do hotelu, po drodze odwiedzając sklep... "Świat Piwa"... kupiliśmy po wynalazku, dla rozluźnienia i odstresowania i wróciliśmy do hotelu. 
Rano śniadanko, chwila pogaduszek ze Szwedami, którzy jedli z nami, dla ciekawości biegacz ze Szwecji ukończył 19 połówek w Goteborgu i stwierdził, że za duży to bieg i woli startować na bardziej kameralnych imprezach :) Pogoda była idealna, było chłodno, świeciło delikatnie słonko i lekko wiało, dobra prognoza przed startem. Po dobrym nakoksowaniu się około 10 ruszyliśmy do miasta. Parę minut później zadzwoniła Aga Gortel i razem ruszyliśmy na rozgrzewkę. Aga, jak zawsze twierdziła, że nie jest w formie i że nie wie, jak jej pójdzie - jeżeli tak mówi, to znaczy, że jest w mega gazie! W każdym razie po 3km rozgrzewkowym biegu, sporej ilości gimnastyki i kilku rytmach poczułem w nogach... "LUZ"... wiedziałem, że jest OK.
Ustawiłem się z przodu, żeby nie przeciskać się między biegaczami i o 11:00 ruszyliśmy...
Początek starałem się polecieć spokojnie, szczególnie że jest lekko z górki. Zlokalizowałem ekipę, z którą będę się trzymać i zaczęło się bieganie.
Na 2km zerknąłem na zegarek, było 6:35... (program GTC pokazał 6:44) ale czułem się świetnie. Trzymałem grupkę około 12 osobową, którą prowadził Adam Thiel. Biegli w niej Romek, Przemek, Piotrek i  ilku biegaczy, których nie znałem.
Z kilometra na kilometr odpadali kolejni biegacze.
Kilometry przebiegały następująco:
3. 3:23
4. 3:15
5. 3:22
Na piątce wg Garmina miałem 16:43 i takie tempo mi odpowiadało. Nie patrzyłem na zegarek i może i dobrze, bo planowałem iść po 17:00 każdą piątkę...
Na 7km doszliśmy Łukasza i Patryka, więc wiedziałem, że tempo będzie mocne i będziemy biec na konkretny, jak dla mnie, wynik.
6. 3:23
7. 3:30
8. 3:25
9. 3:24
10. 3:23 > 33:49 (wg Garmina, wg odczytu km z trasy 34:07)
Koło 9km na rowerze podjechał Marek Jaroszewski i zaczęły się śmiechy i chwilowe rozluźnienie ekipy. Zrobiło się wesoło :)
Na 12km zszedł Łukasz i zostało nas czterech: Adam, Patryk, Przemek i ja. Tempo było OK i cały czas biegło się komfortowo i szybko. Nie było żadnego kryzysu ani spadku mocy.
11. 3:21
12. 3:24
13. 3:23
14. 3:24
15. 3:31 > 50:52 (wg Garmina, wg km z trasy 51:15, ja zapamiętałem 51:18)...
Przed 15km, wziąłem połowę żelika i popiłem wodą. Na podbiegu zaatakował Adam, ale spokojnie wyrównałem i lecieliśmy dalej...
16. 3:28
17. 3:29
18. 3:23
Zaczęło się czajenie i kombinowanie, skąd zaatakować. Wyrównał Przemek i rzucił hasło "jest szansa na złamanie dwunastu", odpowiedziałem, że jak mi kulszowy nie wyskoczy to pewnie tak, chociaż nie obliczałem ile mogę mieć na mecie, nie wiedziałem nawet po ile biegniemy, było szybko, ale dobrze się czułem. Ktoś krzyknął w międzyczasie, że jesteśmy na 10, 11 miejscu... Około 18km zerwałem tempo, ale delikatnie, chłopaki dalej się trzymali i postanowiłem pociągnąć z ostatnich 2km.
19. 3:16
Oderwaliśmy się z Patrykiem, ja lekko zwolniłem i razem biegliśmy, to był błąd, trzeba było pójść za ciosem i przyspieszyć jeszcze mocniej.
20. 3:09 (wg zapisu z Garmina 3:06)
Tu zaczęło się ostre ścigańsko, na maxa... Patryk odbił i zacząłem go gonić, w międzyczasie Michał Bartoszak zaczął krzyczeć, żebym go gonił i trzymał, ale nie dałem rady.
Było za mocno i za szybko, ostro rzeźbiłem ostatnie metry i dobiegłem na 11 miejscu, do 10m zabrakło 1 sekundy. Czas, jaki uzyskałem to 1:11:48, czyli życiówka poprawiona o 15 sekund. Może gdybym poszedł za ciosem i na 19km pociągnął mocniej, byłbym 10-ty... ale to tylko gdybanie. Na deser zostało 2 miejsce w M 30, ale nagrodę odebrałem "zaocznie" bo nie wiedziałem, że mogę być na pudle, myślałem, że przede mną są starsi zawodnicy... cóż...
Podsumowując start... było idealnie: pogoda, spora grupa, idealne tempo, żadnego kryzysu, luz w nogach i nowa życiówka.
Uważam, że bitwę wygrałem, ale 26 września czas na wojnę... podbudowałem się psychicznie tym startem, więc jak nie będzie katastrofy, w Berlinie powinien paść dobry wynik.
Iwona również nabiegała piękny czas 1:46:15, co jest jej nową życiówką, pozostali moi zawodnicy również znacznie poprawili swoje PB :)
Jest GIT!

...jutro będzie nasze!
wtorek, 7 września 2010

postheadericon PUMA z biegiem miast


ZAPRASZAMY W KAŻDY CZWARTEK O 19:00

Mój profil na FACEBOOKU

Twój osobisty trener...

Szukasz pomocy w sprawach treningu biegowego?
Nie wiesz, jak zacząć, jak poprawić swoje rekordy życiowe, każdy trening staje się monotonny, nudny a czasy w kolejnych zawodach nie poprawiają się?

Może jesteś początkującym biegaczem i nie wiesz od czego zacząć?

Dobrze trafiłeś!
Napisz do mnie

TEST BIEGOWY

Jeżeli nie wiesz jak trenować, natłok informacji o strefach HR, HRmax, HRR, VO2max itp powoduje u Ciebie ból i zawroty głowy a sport tester wciąż piszczy i świeci podając co chwilę sprzeczne informacje, pomyśl nad wykonaniem profesjonalnego TESTU BIEGOWEGO mającego na celu dokładne wyznaczenie "zakresów treningowych" w oparciu o pomiar zakwaszenia i tętna.

Jestem do dyspozycji i czekam na kontakt!
z nimi współpracuję...