poniedziałek, 30 maja 2011

postheadericon I spontaniczny triathlon żarnowiecko nadolski ;)


Wczoraj pod prysznicem wpadłem na genialny pomysł, kombinowałem co by tu zmajstrować na środowym treningu, myślałem o jakiejś zakładce, rowerze z biegiem, albo pływanie z biegiem a co wymyśliłem... TRIATHLON, a co tam :)

Pojedziemy do Nadola, miejscowości przy jeziorze Żarnowieckim, gdzie rozpocznie się część wodna, do pokonania będzie dystans około 1km, zamontuję Garmina pod czepkiem i jazda w wodę. Po pływaniu czeka mnie "T1" czyli pierwsza strefa zmian i zmiana dyscypliny na rowerowanie, pętla około 24km wokół jeziora, na zakończenie zmiana butów i dycha biegu.
Jeżeli ktoś chciałby się dołączyć, a są  już 3 osoby chętne, proszę o kontakt :)
Na mapce, moja piątkowa trasa rowerowa. Było fajnie :)

Pozycja GPS: do "centrum" Nadole

GPS: 54.742155,18.060987
(Start, Meta, T1, T2) i w ogóle...


Zbiórka o 17:30.
sobota, 28 maja 2011

postheadericon Sailfish G-Range, czyli poranne pływanie w jeziorze...

Kiedyś było trzeba wypróbować piankę do pływania a jako, że start w Suszu zbliża się wielkimi krokami i do godziny "W" zostało 14 dni... postanowiłem właśnie dziś wypróbować moją nową zabawkę, czyli neoprenowego Sailfish'a G-Range.
Umówiłem się z Michałem nad jeziorkiem Zawiad, popularnie zwanym Bieszkami i mieliśmy na celu przetestowanie naszych maszyn do pływania. Pogoda była paskudna... temperatura zjadliwa, bo około 15 stopni, ale mocno wiało, a jak zaparkowałem na plaży swoje białe WRC LPG co dopiero odebrane od blacharza zobaczyłem, że na jeziorze odbywają się zawody w sterowaniu żaglówkami na pilota, albo jakoś tak, nie istotne. Wracając do pogody, ostro wiało, była lekka fala i widzą było, że mogą być problemy z utrzymaniem właściwego toru pływania.
Sięgając pamięcią, ostatni raz w jeziorze pływałem na moim kawalerskim, czyli w czerwcu 2009, no ale cóż, nie ma lekko, trzeba było wejść i popływać...
Nasmarowałem się kremem do masażu, kostki, kolana, łokcie, stopy, kark i za pomocą Michała naciągnąłem neoprena na grzbiet i od razu zrobiło się cieplutko :) Pod pianką miałem strój triathlonowy, więc mogłem się czuć jak na zawodach ;)
 Michał, zabezpieczył się dodatkowo w neoprenowe skarpety i czepek
ja miałem za to czerwone klapki i żółty czepek pod którym miałem jeszcze jeden, biało - czerwony ;)

Oczywiście po założeniu pianek skumaliśmy, że nie mamy gdzie zostawić kluczyków od samochodu, gdyż pianki były już zapięte a nikomu z nas odpinać się nie chciało. 
Ruszyliśmy w otchłań... ku mojemu zdziwieniu woda była ciepła, nie czułem zimna ani w stopy ani w dłonie ani w twarz. Kilkanaście kroków i jazda.... Byłem zaskoczony lekkością, z jaką się płynęło, pianka sama nadawała pęd i bardzo dobrze unosiła ciało na powierzchni wody. Po prostu rewelacja. Jedyny mały minus był taki, że musiałem więcej siły włożyć w pracę rąk, gdyż pianka mocno opinała całe ciało. Płynęło się świetnie, ale dość krzywo, ciężko było utrzymać prosty tor i pływaliśmy, jak dwa pijane zające, w prawo, w lewo, znosił nas prąd i wiatr a na dodatek tego parowały mi okularki.

Musiałem trochę czekać na Michała, więc pocisnąłem do końca jeziora i jak zobaczyłem dno i jakieś konary, zawróciłem i wiosłowałem do punktu startu. W tą stronę czułem jeszcze bardziej nie sprzyjający prąd i falę, która spychała nas w prawą stronę, ale cisnąłem dalej. Płynąłem raz kraulem a raz klasykiem i powiem, że klasykiem wychodziło mi o dziwo szybko ;) Na dłoni miałem Garmina, ale co chwilę gubił satelitę, więc następnym razem chyba będę musiał schować go pod czepek ;) Pływałem około 25 minut i wg GPS zrobiłem 1,3km oczywiście nie można było nazwać tego treningiem pływackim, gdyż większość czasu skupiałem się na nawigacji i kilka razy stawałem i poprawiałem okularki. Za sobą oczywiście ze względów bezpieczeństwa holowałem mini Pamelkę, czyli bojkę "SP". Nie ma co kusić losu... chociaż wyporność w piance jest naprawdę ogromna.

 moja "Pamelka"


To był bardzo fajny eksperyment i myślę, że w przyszłym tygodniu uda mi się 2-3 razy pomoczyć zadek w jakimś jeziorze. Muszę potrenować technikę pływania, wychodzenia z wody, bo błędnik wariuje i człowiek wygląda, jakby był po zdrowym pijaństwie oraz szybkie ściąganie pianki, bo to troszkę trwa...

...zapomniałem napisać, że wczoraj zrobiłem 72km rowerem + 15km wybiegania po górach :) Coraz bardziej zaczyna podobać mi się triathlon, zobaczymy jak to będzie na zawodach...

postheadericon CEP - odzież kompresyjna


Od 2 miesięcy dzięki wsparciu Maćka Czai, dystrybutora marki CEP, czyli odzieży kompresyjnej mogę trenować w popularnie mówiąc "podkolanówkach" czyli CEP'ach - dla nie wtajemniczonych skarpetkach kompresyjnych.  Biegając w podobnych produktach innych marek, mam doskonałe porównanie i moja opina nie jest w tym wypadku jednostronna, lecz opiera się na bieganiu różnych treningów w różnych warunkach w przygotowaniach do maratonu.
Pierwsze, co nasunęło mi się na myśl po wyjęciu skarpet z opakowania było pytanie... "jak ja je założę, czy nie są za małe, jakie ona ciasne..." Nic bardziej mylnego. Skarpetki były dobrane idealnie do budowy mojej stopy, chociaż musiałem nauczyć się je wkładać. Tak, tych skarpet nie zakłada się, jak zwykłych podkolanówek, trzeba użyć sposobu, nie tak jak w przypadku innych marek, gdzie skarpetkę normalnie nasuwałem na stopę a następnie na łydkę. To o czymś świadczy. Nasuwa się jedno słowo - kompresja w pełnym słowa tego znaczeniu ;)
Po nałożeniu skarpety na nogę, od razu czuć, że opina ona solidnie łydkę. Skarpetki miałem założone na kilka minut przed treningiem i podczas biegu czułem, że łydka inaczej pracuje, uważam, że mniej się męczyła, szczególnie że biegałem naprawdę mocną 30-stkę.
Według danych producenta, zastosowanie metody kompresji powoduje różnego rodzaju zmiany:

- aktywację mięśni przed wysiłkiem
- poprawę krążenia krwi
- zwiększenie ilości tlenu dostarczanego do mięśni
- więcej energii podczas długotrwałego wysiłku
- szybsze usuwanie resztek przemiany materii podczas oraz po wysiłku
- zmniejszenie ryzyka występowania skurczy mięśni oraz zabezpieczenie przez tzw. shin splints
- stabilizację wiązadeł i ścięgien
- przyspieszoną regenerację po treningu/ zawodach (eliminując uczucie odrętwiałych mięśni)
- minimaliację ryzyka zakrzepicy będącej konsekwencją długotrwałego siedzenia w trakcie jazdy       samochodem, czy lotu samolotem (brak efektu opuchniętych, ociężałych, zmęczonych nóg)
- mniejsze ryzyko pojawienia się żylaków
(za www.runcentre.pl)

Faktycznie, trening przebiegał w miarę bezboleśnie, a mięśnie łydek nie były pospinane i twarde jak kamień, w porównaniu gdy biegałem takie treningi w zwykłych, krótkich skarpetkach, czy podkolanówkach innych marek.
To na treningu, a co po nim? Tu kolejnym zaskoczeniem był kolejny model CEP Recovery do zastosowania po treningach, zawodach, czy podczas długiej podróży albo lotu samolotem.

Na około godzinę po zakończeniu treningu, założyłem CEP Recovery, żeby zobaczyć, czy faktycznie będzie różnica i noga odpocznie. Po około 2 godzinach aktywnego wypoczynku na zakupach z żoną ;) zdjąłem CEP Recovery i muszę szczerze powiedzieć, że nie miałem obolałej łydki, jak to niekiedy bywało oraz nie pojawiło się uczucie zbytniej spastyczności mięśnia. W CEP startowałem również na maratonie we Wiedniu,
i nie odczuwałem żadnych nie przyjemnych bóli łydek, żadnych skurczy czy zbytniego zmęczenia, co w biegu maratońskim jest normalnością. Wiem, że skarpety CEP na pewno się do tego przyczyniły, co również może potwierdzić Krzysiek, który biega również w tym modelu skarpet, jednakże w czarnym kolorze.
Kolejny start w CEP to Bieg Solidarności w Sztumie. W skarpetkach tej marki biegał tam również czołowy polski maratończyk Paweł Ochal z żoną - Olgą, czyli coś jednak musi w tym być.
Reasumując bieganie w CEP'ach ;) mogę śmiało powiedzieć, że sa to bardzo udane i dobre skarpety. Niwelują zmęczenie mięśni łydek zarówno w bieganiu, jak i jeździe na rowerze, gdyż sporo kilometrów wyjeździłem również w tym modelu skarpet, które szczerze polecam, tym bardziej, gdy miałem możliwość trenowania w różnych markach skarpet kompresyjnych i z całą świadomością mogę powiedzieć, że niektóre z nich nawet przy produktach kompresyjnych nie stały.

Zapraszam na stronę dystrybutora marki CEP - www.runcentre.pl


czwartek, 26 maja 2011

postheadericon I Bieg Filmowy - Wałcz 17 lipca 2011r.


W imieniu organizatora, zapraszam 17 lipca do Wałcza, na I Bieg Filmowy.
Na zdjęciu nie kto inny, jak Paweł Januszewski, główny organizator i mentor tej imprezy do której oczywiście wtrąciłem swoje trzy grosze ;) bo jakby mogło być inaczej a razem na pewno zrobimy kolejną mega wypasioną imprezę sportową, na którą już dziś zapraszamy. Zapisy do biegu ruszyły, więc nie ma na co czekać, tylko wypełniać formularz zgłoszeniowy w te pędy i szykować się na wspaniały lipcowy weekend w Wałczu, do którego zawitają znani i lubiani aktorzy oraz sportowcy. 

Cytując Pawła...

Wystarczy przestępować z nogi na nogę...

Jeśli marzy Wam się rola wśród gwiazd z okładek kolorowych czasopism, wielkiego ekranu lub ze sportu na najwyższym poziomie, dostaniecie ją! Do pokonania jest dystans 9999,99 m w obojętnie jakim czasie, obojętnie jakim stylu. Chyba że macie ochotę zagrać wśród bohaterów, którym los napisał zaskakujący scenariusz, a oni biegną przez życie jak gdyby nigdy nic. Wtedy przed Wami odległość 1111,11 m. Możecie oczywiście wybrać oba dystanse, wtedy znajdziecie się w prawdziwym panteonie.



Brzmi jak tandetna reklama? Nieprawda. Wcale nie wpuszczam Was w maliny, no może na chwilę, bo trasa naszego biegu wiedzie przez wszystko, z czego Wałcz słynie, z malin też... Przed Wami najpiękniejsze lasy, jeziora, wiszący most, Ateny Wałeckie i kilka niespodzianek. A na wszystkich którzy powrócą z tej "biegowo-filmowej wycieczki" czekać będzie na wałeckim rynku - nie mogło być inaczej - czerwony dywan dla PRAWDZIWYCH GWIAZD!

W te wakacje tylko jedno jest pewne - spotykamy się 17 lipca w Wałczu na rozgrywanym po raz pierwszy "Biegu Filmowym" przy okazji II Festiwalu Filmu i Sportu. A że słyszeliście pewnie nie raz, jak to bezczynne siedzenie przed ekranem na nasze ciała źle wpływa, zmęczymy się trochę, w filmowym, iście gwiazdorskim stylu.

O której godzinie? A jakże, w "Samo Południe", niczym Gary Cooper i Grace Kelly. Na chwilę staniemy się prawdziwym "Klanem" z Małgorzatą Ostrowską-Królikowską. "Świadkiem koronnym" całego zamieszania będzie jej mąż, Paweł Królikowski. Agnieszka Sitek pokaże Wam, jak na tym nietypowym dystansie zostać "Złotopolskim", a Joanna Trzepiecińska doradzi, jak zobaczyć naszą zabawę w "Barwach Szczęścia". Paweł Małaszyński chce zadbać, by te kilkanaście minut biegu było dla wszystkich "Czasem honoru", Marcin Dorociński pokaże, czy rzeczywiście jest z niego taki biegowy "Pitbull", Marek Torzewski z córką przekona nas, że do mety można dotrzeć śpiewająco.

Żeby nie było - łatwo nie pójdzie. Nasz znakomity skoczek wzwyż Artur Patryka zamierza zawiesić poprzeczkę całkiem wysoko, Sebastian Chmara wyskoczy z garnituru wiceprezydenta Bydgoszczy i wskoczy w sportowy strój, w końcu to wieloboista, Andrzej Supron, niegdyś świetny zapaśnik pokaże wszystkim, jak brać życie za bary. Ja też pokażę Wam, że każde zadanie jest jak bieg przez płotki - każdy odcinek trzeba pokonywać z konsekwencją i uwagą. O wszystkim opowie, oczywiście z pasją piłkarskiego komentatora, Marcin Rosłoń z Canal+.

Czy trzeba Was jeszcze namawiać? Do zobaczenia w Wałczu...
wtorek, 24 maja 2011

postheadericon Puchar Maratonu Warszawskiego - odsłona druga

Jednak skusiłem się i wystartowałem, ale żeby nie było tak łatwo to... dzień przed zawodami zrobiłem dwa treningi. Pierwszy z cyklu Polska Biega z Garnierem, który prowadziłem jako trener oraz swoje 22km leśne górzyste spokojne wybieganko po Puszczy Darżlubskiej. Cały czas czułem rowerowe kilometry i zakładkę, ale cóż, nie ma lekko, trzeba jeszcze wytrzymać chwilę. Wieczorkiem zaliczyliśmy jeszcze grilla u znajomych, więc był wspaniały karkówkowy podkład pod niedzielę, a zapowiadała się mocno.
Z rana postanowiłem się lekko rozjechać, i zaliczyłem 20km przejażdżkę, po której szybko pojechałem do Sylwka po sprzęt potrzebny do zorganizowania zawodów w Kępinie z cyklu Pucharu Maratonu Warszawskiego. Szybko uporaliśmy się z rozstawieniem centrum, startu, mety i mogłem na 15 minut przed startem zrobić krótką rozgrzewkę. Podczas biegu czułem cały czas ciężkie nogi, ale tak to jest, jak człowiek uczy się jeździć na rowerze i mięśnie muszą się przyzwyczaić do innego wysiłku.
Punktualnie o 17:30 wystartowaliśmy. Dystans 10km, kilka podbiegów, kilka zbiegów i duchota... brak tlenu. Ruszyliśmy bardzo spokojnie.
Tempo było iście spacerowe, ale czułem je w nogach, mocny tydzień, zmęczenie i upał... Kilometry wychodziły tak: 3'40, 39, 36, 38, 32, tak było do 5km, gdzie ruszył Michał a myśmy z Krzyśkiem i chłopakami spokojnie kulali się bez szaleństwa do mety.
Kolejne km przebiegały równie spokojniej, no może z małymi odchyleniami ;) 3'23, 27, 35, 29, 23

Na metę wbiegłem z czasem 35'32, czyli... bardzo wolno... no ale cóż, po co się spieszyć i zarzynać :) Jeszcze na to przyjdzie czas... Oczywiście dobiegłem na drugiej pozycji, wygrał Michał, który pobiegł 34'58 a trzeci był Krzysiek.
Po biegu odbyło się losowanie nagród i wszyscy, którzy brali udział w zawodach wrócili do domu z różnymi upominkami.
Kolejny bieg z cyklu Pucharu Maratonu warszawskiego odbędzie się 26 czerwca w Kępinie, ale tym razem dystans do pokonania będzie wynosił 15km.

sobota, 21 maja 2011

postheadericon hardcore musi być!

Jeszcze żyję i nawet mam siłę poruszać się i jako tako funkcjonować, chociaż lekko nie ma, cóż zostały 3 tygodnie do zawodów, więc zostało mi jeszcze półtora tygodnia ostrego trenowania a potem luzowanie i odpoczynek i regeneracja.

W ubiegłym tygodniu, po sobotniej 50-tce w niedzielę "startowaliśmy" z Iwoną w Crossie Grupy Trójmiasto, może słowo startowaliśmy nie jest dobrym słowem, bo było to bieganie bardziej na samopoczucie i HR, żeby nie przeholować. Trasa wiodła przez Trójmiejski Park Krajobrazowy i zaczynała się około 2km podbiegiem... więc było ciężko. Mężczyźni do pokonania mieli 2 pętle, czyli w sumie około 9,4km a kobiety jedną.
 
od lewej: Iwona, Ania która debiutowała w zawodach biegowych, ja, Bartek z Ignacym

 po 1 petli
po 2 pętli

Zawody ukończyłem na drugiej pozycji, przybiegając za Michałem Rolbieckim, a Iwona była 4-ta wśród pań. Na biegu starałem się skupiać nad prawidłową techniką i nie wychylaniem się po za "widełki" tzw. II zakresu intensywności. Nawet wyszło ;) Jedyna rzeczą, która znów mnie zaniepokoiła były powracające problemy z oddychaniem. Już na porannym treningu Polska Biega z Garnierem czułem, że znów coś jest nie tak. Brakowało mi "trzeciego" oddechu... :(  Na poniedziałkowym treningu na pływalni, wiosłowałem "do tyłu" męczyłem się strasznie, brakowało tlenu... więc zrezygnowałem z katowania się i ćwiczyłem technikę. wieczorkiem przetruchtałem kilka km w ramach akcji BiegamBoLubię i to było na tyle. 
We wtorek było już całkiem sympatycznie, popływałem wieczorem i wyszło w sumie około 2km, chociaż oddechowo bez rewelacji. To tyle luzu... Ostry trening (jak na mnie) zacząłem od środy. Od razu po pracy umówiłem się z Andrzejem na luźna dwudziestkę. Ruszyliśmy do lasu, było super, pogoda idealna do biegania, górki, las, klimat i doborowe towarzystwo. Z Andrzejem biega mi się bardzo dobrze, bo jest w końcu z kim pogadać o wszystkim, o starych wyjadaczach, o zawodach, treningu i różnych głupotach ;) Zrobiliśmy w sumie 20km po 4'29/km na średnim tętnie 154, czyli idealnie.
Czwartek i piątek miałem wolny w pracy, więc można było poszaleć. Plan był prosty, długi rower a wieczorem pływalnia i badania wydolnościowe jednego z moich podopiecznych Szymona a w między czasie musiałem zawieźć rower do serwisu, celem centrowania kół i wyregulowania przerzutek. Rower wyszedł całkiem sympatycznie, przykręciłem "lemondkę" i ruszyłem Szosą Piaśnicką... oczywiście dostawkę dokręciłem za wąsko i ledwo co utrzymywałem się na rowerze, ale cóż... nie miałem imbusów, żeby zmienić jej ustawienie, więc kręciłem ile mogłem. Pojechałem do Krokowej, następnie obrałem kierunek Puck i Połczyno. Oczywiście jechałem pod wiatr bo to chyba u nas jest standardem. Po dojechaniu do Połczyna skręciłem na Darżlubie i wiosłowałem pod taki wiatr, że ledwo co jechałem 20km/h, następnie odbiłem na Czarną Drogę i dojechałem do Wejherowa.
Całość wyszła w miarę spokojnie, patrząc jednak że sporo było pod górę i pod wiatr, to uważam że i tak dobrze mi poszło ;P
Średnia prędkość wyszła 25,3km/h a kadencja... 90 obrotów na minutę :) więc jest poprawa. Po całym treningu ostro bolał mnie zadek, ale to chyba normalne w początkach rowerowania. Po południu na pływalni doskonaliliśmy technikę i całość wyszła o dziwo 2,5km, sporo :) Po pływalni szybko na stadion i test biegowy, całe szczęście pogoda dopisała i wiatr ustał, więc mogliśmy spokojnie przeprowadzić badania, które nie wyszły za super, są braki w tlenie, więc niestety, Szymon będzie musiał jeszcze trochę polatać na niższych prędkościach :)
Piątek... tu zaplanowany miałem ciężki trening i pierwszą w życiu zakładkę triathlonową, czyli rower + bieg.
Pojechałem po moją maszynę do serwisu i ruszyłem na trening... plan był prosty > 30km na dwóch kółkach o 7km WB2BC... Jak wyszło...? 
Pojechałem na czarną drogę, następnie do 10km i wracałem, w domu zameldowałem się po 1:11 i 30,6km gdzie średnia wyszła 26,4km/h wbiegłem po schodach, narobiłem kupę hałasu, zostawiłem maszynę, przebrałem buty i wybiegłem z bloku... dziwne uczucie, nogi jak dwa kołki, słabe czucie i jakiś dziwny stan, ale cóż, trzeba się przyzwyczaić... postanowiłem pobiec do os. Fenikowskiego, wbiec do lasu i zrobić małą pętelkę, w czym 7km miało wyjść w II zakresie, wyszło w sumie 8km.
Pierwsze uczucie, jak pisałem - brak czucia, czucia prędkości, inny tonus mięśniowy i wszystko inne... najdziwniejszy był pierwszy km, patrząc, że wybiegłem z klatki, biegłem kawałek po chodniku wbiegając na ulicę po 1000m lekko się zdziwiłem, jak Garmin pokazał 3'02... Biegło się dziwnie, szczególnie że biegłem częściowo w lesie po górkach, leśnej drodze, szutrze chodniku... cały czas prędkości były ~3'40-50/km...
Cała ósemka, wyszła po 3'42/km na HRavg 173 i nie czułem się aż tak zarąbany. Wiem, że za mocno poleciałem ten trening, ale potraktowałem to jako eksperyment treningowy :) Powiem szczerze, że jestem zadowolony z tego treningu. Jestem ciekawy, jak będzie wyglądał bieg po 1,9km pływania i 90km rowerowania... 


wtorek, 17 maja 2011

postheadericon BiegamBoLubię po Polsce... i w Gdyni!!!


Biegam Bo Lubię w Gdyni
16 maja 2011r.

                Pomimo deszczowej i pochmurnej pogody na kolejnych zajęciach z cyklu BiegamBoLubię po Polsce, których organizatorem w naszym mieście jest GOSiR zebrała się 19 osobowa grupa biegaczy. Wśród znanych twarzy, pojawiły się trzy nowe osoby, w tym Jakub Krzyżak, czołowy polski kolarz specjalizujący się w Kolarstwie Górskim a mający na swoim koncie sporą ilość trofeów z gdyńskich maratonów rowerowych i cyklicznych imprez GPX MTB.
                Rozpoczęliśmy „śladem” Biegu Europejskiego, czyli Bulwarem Nadmorskim, w połowie którego trenerka Iwona rozpoczęła długą serię ćwiczeń, uaktywniając wśród uczestników te partie mięśniowe, o których istnieniu większość z nas nie miała pojęcia. 

 
 
 
 
Po kilkunastu minutach gimnastyki pobiegliśmy na Skwer Kościuszki, gdzie przy fontannie zrobiliśmy nawrót kierując się do miejsca zbiórki, czyli Contrast Cafe.
Tam przy herbatce z sokiem i cytryną nastąpiła degustacja domowych wypieków, przygotowanych przez jedną z naszych uczestniczek – Magdę oraz uroczyste odczytanie regulaminu VII Nocnego Biegu Świętojańskiego, do którego prowadzimy przygotowania podczas cotygodniowych wspólnych treningów biegowych.
                Kolejne spotkanie odbędzie się w najbliższy poniedziałek, tj. 23 maja o godzinie 19:00 a miejscem zbiórki będzie tradycyjnie Contrast Cafe. Serdecznie zapraszamy.



Mój profil na FACEBOOKU

Twój osobisty trener...

Szukasz pomocy w sprawach treningu biegowego?
Nie wiesz, jak zacząć, jak poprawić swoje rekordy życiowe, każdy trening staje się monotonny, nudny a czasy w kolejnych zawodach nie poprawiają się?

Może jesteś początkującym biegaczem i nie wiesz od czego zacząć?

Dobrze trafiłeś!
Napisz do mnie

TEST BIEGOWY

Jeżeli nie wiesz jak trenować, natłok informacji o strefach HR, HRmax, HRR, VO2max itp powoduje u Ciebie ból i zawroty głowy a sport tester wciąż piszczy i świeci podając co chwilę sprzeczne informacje, pomyśl nad wykonaniem profesjonalnego TESTU BIEGOWEGO mającego na celu dokładne wyznaczenie "zakresów treningowych" w oparciu o pomiar zakwaszenia i tętna.

Jestem do dyspozycji i czekam na kontakt!
z nimi współpracuję...