poniedziałek, 31 października 2011

postheadericon Ostatni toast za tych, których z nami nie ma!




"Ostatni kufel no i bal już kończyć czas
Więc piję za tych, których nie ma już wśród nas
Za wszystkie chwile, które nigdy nie powrócą
Lecz w mej pamięci na zawsze będą trwać

Ostatni toast za tych, których z nami nie ma
Tych, którzy zawsze będą żyli w nas
Niech opiekunką będzie dla nich czarna ziemia
To za ich pamięć pije dziś ostatni raz

Choć słone łzy znowu popłyną po mej twarzy
Wiem, że nic złego już mi się tam nie przydarzy
Ich obraz płonie wciąż wyryty w mej pamięci
Niech pozostanie tam na zawsze już

Ostatni toast za tych, których z nami nie ma
Tych, którzy zawsze będą żyli w nas
Niech opiekunką będzie dla nich czarna ziemia
To za ich pamięć pije dziś ostatni raz

Już słońce wstaje, budzi się kolejny dzień
A z nim nadzieja, że znów tam spotkamy się
Będziemy pili i razem głośno śmiali
Z tych, którzy będą tu po nas płakali

Ostatni toast za tych, których z nami nie ma
Tych, którzy zawsze będą żyli w nas
Niech opiekunką będzie dla nich czarna ziemia
To za ich pamięć pije dziś ostatni raz
"

The Junkers - Ostatni toast
środa, 26 października 2011

postheadericon Frankfurt Marathon on - line

wtorek, 25 października 2011

postheadericon Wywiad z Adamem Korolem przy okazji organizacji Biegu Niepodległości w Gdyni

Piotr Suchenia: Adam, standardowe pytanie na początek, dlaczego wioślarstwo a nie piłka nożna, koszykówka, czy lekka atletyka? Wioślarstwo to raczej "egzotyczny" sport dla młodego chłopaka, którego koledzy z podwórka zapewne woleli biegać za piłką, czy próbować swoich sił w innych grach zespołowych.
Adam Korol: Można powiedzieć że wioślarstwo wyssałem z mlekiem matki?. Moi rodzice byli wioślarzami stąd moje zainteresowanie tym sportem. Nie zgadzam się z określeniem że wioślarstwo jest sportem egzotycznym szczególnie w Gdańsku, gdzie jest świetne wioślarskie zaplecze, trzy kluby i dobre warunki naturalne. W moim przypadku sytuacja była wręcz odwrotna, mama namawiała mnie żebym trenował koszykówkę ja jednak wolałem pójść w ślady rodziców. 


P.S: Opowiedz proszę w kilku zdaniach, jak wygląda życie Olimpijczyka, ile dni w roku spędzasz w domu a ile na zgrupowaniach?
A.K: Rozkład dnia zależy od okresu treningowego w jakim aktualnie się znajduję. Początek okresu przygotowawczego, który spędzam w Gdańsku i przypada na miesiące jesienne to przeważnie dwie godziny treningu dziennie w bardzo różnej formie ( trening na wodzie, ergometrze wioślarskim, siłowni, sali gimnastycznej, rowerze czy trening biegowy ). Oprócz tego dużo czasu w tym okresie zajmuje mi praca ze studentami na AWF i S w Gdańsku, gdzie pracuję jako asystent w Katedrze Teorii Sportu i Motoryczności Człowieka. Przeważnie od grudnia zaczynamy zgrupowania górskie gdzie dodatkowo rozpoczynamy trening na nartach biegowych, na których przebiegamy w okresie zimowym około 1000 km. Oczywiście objętość treningowa w tym okresie wzrasta do około 25 godzin w tygodniu. Na początku marca wchodzimy w okres przygotowania specjalistycznego ( rozpoczynamy treningi na wodzie ), który od 16 lat ma swój początek w malowniczej miejscowości Lago Azul w Portugalii. Od kwietnia rozpoczynają się starty najpierw na arenach krajowych a następnie starty w trzech edycjach Pucharu Świata. Sezon kończymy startem na głównej imprezie tj. z reguły Mistrzostwach Świata czy też Igrzyskach Olimpijskich. Co roku łącznie poza domem przebywam od 160 do 180 dni.

P.S: Na czym polega trening wioślarski i czy w Polsce są dobre warunki do uprawiania tej dyscypliny sportu?
A.K: Jak już wspomniałem trening wioślarski szczególnie w okresie przygotowania ogólnego i specjalistycznego jest bardzo wszechstronny. Bardzo dużo czasu zajmuje nam trening na nartach biegowych, siłowni i ergometrze wioślarskim. Oczywiście proporcje zmieniają się kiedy zaczynamy schodzić na wodę. Wioślarstwo to sport o długiej tradycji. W Polsce uprawiano je od końca XIX wieku. Bogata tradycja tej dyscypliny spowodowała, że mamy wiele klubów i wiele doskonałych miejsc do treningu wioślarskiego. Szczególnie w Gdańsku, Bydgoszczy, Szczecinie czy Poznaniu panują bardzo dobre warunki do uprawiania mojej dyscypliny sportu.

P.S: Czy trening biegowy, to uzupełnienie treningu wioślarskiego? Pamiętam z czasów studenckich, jak na 20km wybiegania wychodził nami (maratończykami) jeden z wioślarzy, zapewne dobrze znany Tobie - Rafał Smoliński, który bez problemów wytrzymywał nasze tempo treningowe.
A.K: Tak trening biegowy doskonale wpisuje się w program treningowy każdego wioślarza. Cechą motoryczną dominującą w naszej dyscyplinie jest wytrzymałość siłowa, tak więc przebiegnięcie 20 lub większej liczby kilometrów nie stanowi dla nas żadnego problemu.
P.S: Jakie są Twoje najbliższe plany startowe w perspektywie przed zbliżającymi się IO
w Londynie? Starty kontrolne, eliminacje?
A.K: W przyszłym roku planujemy start w zawodach kontrolnych na poznańskiej Malcie oraz start w trzech edycjach Pucharu Świata.

P.S: Jaki wynik planujesz osiągnąć w Biegu Niepodległości w Gdyni?
A.K: Swój życiowy wynik na 10 km 36.26 min osiągnąłem dwa lata temu na biegu Westerplatte. W zeszłym roku startując w Biegu Niepodległości osiągnąłem czas 37.54 min. Mam nadzieję, że w tegorocznym biegu osiągnę zbliżony rezultat.

Korzystając z okazji chciałbym zaprosić wszystkie osoby, które lubią spędzać aktywnie czas, a szczególnie biegać, do wzięcia udziału wraz z całymi rodzinami w kolejnej edycji akcji "Gdańsk biega", która odbędzie 6 listopada na molo na Zaspie. W tym biegu nie ma zwycięzców, wygranym jest każdy który przebiegnie 3 km, a dodatkowo wśród wszystkich uczestników zostanie rozlosowane mnóstwo atrakcyjnych nagród.
Życzę powodzenia i do zobaczenia na Biegu Niepodległości w Gdyni!


niedziela, 23 października 2011

postheadericon "Tu jest mój kraj, lasów i pól, wyśnione eldorado z marzeń i snów"

Tradycyjnie kilka fotek z niedawnego krótkiego spaceru w okolicy Jeziora Żarnowieckiego i plaży w Dębkach. Kolejna sesja pewnie będzie miała w sobie elementy sztormowej pogody lub śnieżnej zawieruchy... Lubię to miejsce. Zawsze bardzo pozytywnie na mnie działało i pozwalało się odstresować, wyizolować i zapomnieć o wszystkim, takie małe polskie nadmorskie eldorado.
Z tego miejsca - pozdro dla Pitera vel. "Blondynki" ;) 



 
 
 
 
...gdzie piwo najlepsze na świecie i chleb pachnie, jak miód, 
tam życie toczy się wiecznie wśród jezior, rzek i gór...

postheadericon kontrowersyjny temat...

Wracając z pracy tradycyjnie czytałem poranny numer Metra, czyli GW w wersji short. Zaciekawił mnie krótki artykuł pt. "Perquis pozywa Tomaszewskiego"... w którym "polski" [...] obrońca został "obrażony" przez byłego bramkarza reprezentacji Polski Jana Tomaszewskiego.
Lepiej będzie, jak zacytuję kilka zdań z tego artykułu, by lepiej oddać sens i sedno wypowiedzi Tomaszewskiego, który nazwał Perquisa "futbolowym francuskim śmieciem"...

"Jakiś śmieć francuski, taki śmieć futbolowy, który u siebie się nie załapał gra u nas - mówił przed miesiącem w Toruniu na spotkaniu przedwyborczym były bramkarz reprezentacji."
 [...] Tomaszewski podchodzi do pozwu (Perquis pozwał Tomaszewskiego do sądu) spokojnie i podtrzymuje swoją wypowiedź.
"Ten Francuz, który jest podobno Polakiem, pozywa mnie? Ma do tego prawo, ale ja też mam prawo tak o nim mówić. Nazywam go futbolowym  śmieciem z trzech powodów. Po pierwsze, bo nie chcę, żeby zabierał miejsce w reprezentacji Borysiukom, Wilkom, Kiełbom, chłopcom, których my wychowaliśmy. Po drugie, mówię to jako wybitny reprezentant Polski. Nie chcę, żeby tacy ludzie, którzy grali w młodzieżowych reprezentacjach Francji czy Niemiec, jak Polanski, profanowali dziś koszulkę z białym orłem, którą nosiłem ja i moi koledzy i w której zdobywaliśmy medale mistrzostw świata i olimpiady. Po trzecie twierdzę, że wszyscy piłkarza - ja uważam, że nie tylko piłkarze, ale koszykarze, siatkarze, lekkoatleci i inni... - grają u nas z powodu frustracji, bo nie załapali się do kadry Francji albo Niemiec - tłumaczy Tomaszewski".
Może nazwanie "śmieciem" na pewno, nazwanie "śmieciem" jest zbyt hardcorove, ale rozumiem Jana Tomaszewskiego. Takich przykładów, gdzie obywatelstwo polskie zostaje w trybie speed reprezentantom innych krajów jest multum. Zazwyczaj tacy sportowcy chwilę pograją u nas i ewakuują się dalej, gdzie lepiej mając głęboko w poważaniu to, że nadano im obywatelstwo polskie... Olisadebe? To normalna rzecz na całym świecie, szczególnie w międzynarodowej LA gdzie widzimy ciemnoskórych Norwegów, katarskich Kenijczyków, czy "polskiego" Etiopczyka- no tak, ale on przecież bije rekordy Polski
Może tu jest zielone światełko, żebyśmy byli potęgą w światowym sporcie? Może trzeba ściągnąć z Kenii setkę biegaczy, którzy śmigają maraton w 2:06 i dychę w 26' a od razu w starych tabelach PZLA zawisną nowe rekordy. Tak samo w tenisie stołowym "made in China" ... 
 ... Dziwi mnie to niesamowicie. W którymś z numerów "Biegania" był dłuższy wywiad na ten temat. Przepraszam bardzo, ale jak przeczytałem, jaką pomoc w postaci środków mieszkaniowych i finansowych dostał ten biegacz to pytam się... "gdzie jest sprawiedliwość w polskim kraju?" ... ilu młodych ludzi z wyższym wykształceniem po studiach, ciuła grosze i żyje z dnia na dzień wynajmując mieszkania i żyjąc ledwie do pierwszego....  ? Może to nie jest tak, że u nas każdy ma lepiej niż Polacy? Może to taki kraj? W każdym razie dziwi mnie to i ciężko mi to zrozumieć.
Pewnie teraz dostanę maile z różnymi epitetami :) ale cóż... mamy demokrację i "niby" wolność słowa...

Art.19 Powszechnej Deklaracji Ludzkich Praw ONZ:
"Każdy człowiek ma prawo do wolności wyrażania własnej opinii bez jakiejkolwiek ingerencji...."
Art.13 Konstytucji RP:
"Rzeczpospolita zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu"
Art. 54 pkt 1 Konstytucji RP:
"Zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania informacji"


Tak mi się wzięło na rozmyślania zupełnie na inne niż biegowe tematy ;)
czwartek, 20 października 2011

postheadericon Motywacja

Zacznijmy książkowo i mądrze, co to takiego ta „motywacja”- to takie coś, co powoduje podjęcie jakiś działań lub decyzji. W naszym przypadku będzie to chęć podjęcia wysiłku fizycznego, czyli dosłownie założenie butów, wygramolenie się z ciepłego mieszkania i pognanie prosto przed siebie, jak najdalej, gdziekolwiek, tam gdzie oczy poniosą. Można podejść do tego w taki sposób, można i w inny...

...zapraszam do przeczytania całego artykułu na stronie dobiegu.pl

postheadericon Frankfurt Marathon

Wracając z Eindhoven jeszcze w samochodzie sprawdziłem, czy otwarta jest jeszcze lista zapisów na maraton we Frankfurcie, który odbędzie się w niedzielę, 30 października... czyli za chwilę. W sumie to teoretycznie miałem tam jechać, znaczy się zastanawiałem się ;) gdyż kolega miał miejsce w hotelu i proponował mi wyjazd, jeszcze kiedyś gdybaliśmy nad "pacemakerowaniem" ale ze względu na koszta (podróż, hotel, żarcie) zrezygnowałem z planu wyjazdu. Po powrocie do Polski z nieudanego, chciałem napisać zas****** startu w Eindhoven ;) wpadłem na genialny pomysł. Postanowiłem zadzwonić do kumpla z Poznania, który się na ten maraton wybiera. Jeżeli jechałby samochodem i miałby wolne miejsce... zabrałbym się, jednak miałem nadzieję, że Piotr będzie leciał samolotem, wtedy zostałbym w domu. W drodze do pracy wykonałem telefon... "Piter, czym jedziesz do Frankfurtu i pewnie lecisz samolotem..." Okazało się jednak, że jest wolne miejsce w samochodzie, więc będę musiał tylko podjechać do Poznania. Ok, jedno załatwione... Kiedy doszedłem do biura, odpaliłem kompa i... przelałem wpisowe :) Kolejnym krokiem był hotel. Okazało się, że Krzysiek ma komplet, ale mógłbym za pomocą karimaty i śpiwora zawaletować na podłodze. Ok, ale... tu po raz kolejny okazało się, że biegacze to fajna załoga i z pomocą przyszedł mi forumowy kolega Buddy, który w tym czasie będzie we Frankfurcie na projekcie i może mnie legalnie przekimać w hotelu na wygodnym wyrku w cywilizowanych warunkach :) Wszystko jakoś złożyło się do kupy w jedną logiczną całość... Może to Opatrzność czuwa...? Może to nie przypadek? Może tak miało być? Tego nie wie nikt...
Nie pozostało mi więc nic innego, jak pomyśleć o treningu. W tygodniu po starcie pobiegałem w czwartek, sobotę i niedzielę. Było OK, mięśniowo czułem się świetnie i noga strasznie się kręciła, musiałem się hamować, ale zaczął niestety pobolewać mnie achilles :( który dał mi znać szczególnie po poniedziałkowej sile biegowej. Na wtorek miałem zaplanowany ciągły, 12km po 3'45, zrobiłem tylko dychę bo kiepsko się czułem. Tętno miałem podwyższone, średnie wyszło 178 a mleczany tez lekko poszły w górę - 2,7mmol/l. Pewnie spowodowane było to, że znów szalałem i szarpałem, co prawda dycha wyszła w 37:27 ale kilka km było za szybko... achilles dalej pobolewał, więc w ruch poszły masaże z lodu i wcierki... zmęczenie materiału... Dziś mam nadzieję, że będzie ok. Zaplanowane mam 800 setki, całe szczęście, że spokojnie, bez szaleństwa, bo po 2'40, ale na 200m przerwach... mam nadzieję, że się przewentyluję, achilles odpuści i będę się czuł coraz lepiej. 

Cóż... szoł mast goł on i do przodu!

...wczoraj dowiedziałem się, że była opcja wystartowania bez opłaty startowej i to z boksu "ELITA"... ech...

środa, 19 października 2011

postheadericon Jesienny Bieg Niepodległości

Nie ma na co czekać... już za chwilę będzie "po ptokach" ;)
Więcej info na naszej
www.gosirgdynia.pl
piątek, 14 października 2011

postheadericon CEP... i marudzenie malkontentów :)

Zapraszam do przeczytania artykułu na temat skarpetek kompresyjnych CEP, który miałem przyjemność napisać i zamieścić na Maratonach Polskich :)
Może bardziej powinienem zaprosić do przeczytania opinii biegaczy dotyczącej tego produktu, chociaż lepiej je przytoczę :)

ściema tak samo jak inne wynalazki w stylu "poprawisz swoją wydolność dzięki plastrom", dziwię się Piotrek że Ty wytrawny gracz dajesz się na to nabrać no chyba że CI płacą
nikt z top elity nie udowodnił pozytywnego skutku CEP
ot moda i tylko, ludzie uwierzcie, trening, praca, talent tylko to gwarantuje sukces a nie jakieś pseudo wynalazki, nie ma żadnych KONKRETNYCH dowodów że CEP w czymkolwiek pomagają.

Ściema, czy nie ściema, ale jakbym nie czuł się lepiej (moje kończyny) to chyba bym w ich nie biegał? Proste :) ale niektórzy myślą, że CEP zapłacił mi (chyba z 2 miliony eurasi) za to, żebym ich wychwalał na potęgę. Jestem ciekaw, czy autor tego komentarza miał chociaż raz takie skarpetki na kończynach? Uważam, że nie :) ale... każdy może mówić i pisać co chce - taka jest zaleta demokracji ;) 

Zastanawiałem się jak skomentować Twój wpis , że CEP w czymkolwiek pomagają ,ale chyba tylko napiszę tak : powinieneś swój post zatytułować "Jest już późno , piszę bzdury" zwłaszcza jak się na czymś nie zna.
Ten wpis jeszcze bardziej mi się spodobał :) Krzysiu kieruje go do autora powyższego cytatu :)

Może nie znam się na medycynie, ale maruderom, malkontentom, którzy tylko wtrącają swoje mądrości życiowe na różne tematy proponuję najpierw spróbować a potem krytykować. Powtórzę się, ale mój były trener Wojciech Ratkowski biegał maraton w 2:12, opowiadał mi, że trenowali w zwykłych bawełnianych dresach i żyli a wyniki były takie, jakich nie mogą uzyskać biegacze dzisiejszego formatu zaopatrzeni w CEPy, plasterki na nos, chlejący litry Vitargo czy biegający w butach, co same biegają. Nie szata zdobi człowieka, ale człowiek szatę ;) Pewnie że można biegać super wyniki na samej wodzie, w zwykłych butach z Lidla i skarpetkach z hali targowej :) ale ja wolę robić to "mniej kolizyjnie" i dlatego:

- zakładam skarpetki kompresyjne
- naklejam plasterek na nos (niektórzy myślą, że jest on nasączony mentolem, czy czymś innym)
- chleję hektolitry Vitargo
- zapycham się Lyprinolem i innymi koksami
- itp. itd.
- moja psychika jest w takim stanie, że jak nie założę cepów, czerwonych majtek, różowej kokardki nie przyczepię do włosów, nie splunę przez lewe ramię 3 i pół raza i nie łyknę na 23,5 minuty przed startem garści tabletek to nie pobiegnę żadnego wyniku... ;)
- zapomniałem... sutki też zaklejam plasterkami ;)


Generalnie mam to głęboko w poważaniu, co inni piszą na ten temat i co o tym myślą, ale jak się nie spróbuje to się nie gada - prosta zasada :) Można zjeść wiadro ryżu, zagryźć trzema kurczakami i popić 3 litrami mleka a ja wolę wypić Gainerka :)

Pozdro dla wszystkich forumowiczów :) bez was tzn bez nas świat byłby nudny i bezbarwny a tak to fajnie jest pomimo takiej polemiki słownej ;) spotkać się na jakimś biegu, napić się piwa, wciągnąć makaron i pogadać o głupotach :) To znacznie lepsze niż pisać na trojmiasto.pl że piłkarze tej drużyny są skorumpowani czy że na tej dzielnicy rządzi tylko taka ekipa a ta druga to dzieci, którym po bójkach wypadają kredki z tornistrów :)




czwartek, 13 października 2011

postheadericon ...wystarczy trenować ;)


środa, 12 października 2011

postheadericon Eindhoven Marathon - 09.10.2011


"Co się stało, że się..." tzn. że nie wyszło, jak miało wyjść, albo jakoś tak, chociaż rymuje mi się, chyba każdemu z resztą, z czymś innym... dosłownie i w przenośni ;) ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, ja w każdym razie specjalnie się tym nie przejąłem i to chyba dobrze.
Do Eindhoven jechaliśmy we trójkę, Iwona, Krzysiek i ja, czyli poniekąd standardowa ekipa. Z Wejherowa wyruszyliśmy w nocy z piątku na sobotę, jakoś przed 1 i za niecałe 3 godziny przekraczaliśmy granicę z Niemcami. Trochę spałem, ale później zmieniłem Krzyśka za kółkiem, kiedy widziałem poczwórnie, zmieniła mnie Iwona i w okolicy południa zameldowaliśmy się na miejscu, łamiąc oczywiście kilka przepisów ruchu drogowego... ciężko zaparkować w Holandii a jak już jest jakieś miejsce, to trzeba za nie słono płacić a skąd brać drobne euro? No właśnie... więc trzymaliśmy kciuki, żeby nikt nie założył nam czegoś żółtego na koła, całe szczęście udało się nie dostać ani jednego mandatu za parkowanie. Gdyby Holendrzy wymyślili parkometry, które akceptują polskie CC byłoby znacznie łatwiej :) Będąc w Holandii należy uważać na rowerzystów, którzy są wszędzie i zawsze mają pierwszeństwo... chyba... albo im tak się wydaje :] myślę jednak, że nawet jak nie mają pierwszeństwa to i tak je mają, tak się w każdym razie zachowują. Dla ścisłości, żadnego nie rozjechaliśmy :) a mało brakowało...
Po odnalezieniu biura zawodów, które działało w sposób piknikowy, obsługa jadła kanapki i piła kawę, ale to nam zupełnie nie przeszkadzało bo byli mili i uprzejmi, pojechaliśmy do hotelu, który całe szczęście był w centrum miasta. Rozpakowaliśmy się, odstawiliśmy auto na parking... ech te parkometry ;) i poszliśmy na obiad.

Pech chciał, że trafiliśmy na porę lunchu i wszędzie dawali jakieś rogaliku, bułeczki czy inne jajecznice a z normalnym obiadem było ciężko... jednak się udało w końcu trafić na spagheterię, którą z wielkim apetytem wciągnęliśmy :) Po obiadku do hoteliku i spać... po spanku krótki spacerek i browarek w lokalnej knajpce. Tam spotkaliśmy Holendra, którego pra pra pra pra pra pra pra pradziadek mieszkał w Gdańsku i był Polakiem. Chwilę pogadaliśmy i wróciliśmy do hotelu... spać :] Niestety rozruchu nie zrobiłem i tu był największy błąd tego wyjazdu...

W niedzielę wstaliśmy przed 7 rano, szybkie śniadanko (przywiezione z Ojczyzny), Vitargo, CEP y na nogi i koncentracja > dobra muza (The Junkers, The Analogs, Bachor) i do wyrka... Około 9 wyszliśmy z hotelu i truchtaliśmy w stronę startu, pogoda była idealna do biegania, zachmurzenie prawie całkowite, chłodno, prawie bezwietrznie, idealna pogoda do szybkiego biegania. Przypadkowo okazało się, że z Krzyśkiem zgłoszeni byliśmy do strefy A, która okazała się być... elitą... i dzięki temu mogliśmy praktycznie do końca rozgrzewać się w ciuchach treningowych :) Ciekawą sprawą był depozyt... którego lokalizacji nie znał żaden z organizatorów... więc najpierw dwójka panów szła z nami do innego pana, który zadzwonił tu i tam i siam i w końcu poszedł gdzieś z nami aż do strefy ELITA :) i tam na samej linii startu mogliśmy wrzucić nasze ciuszki do kubełków :) ...
...o 10:00 ruszyliśmy...pierwszy km spokojnie, 3'30 ale lekko zwolniłem, gdyż planowałem piątkę zamknąć między 17:45 a 18:00... wyszło 17:58 i zacząłem lekko przyspieszać, żeby wejść na 3'33-30/km, niestety nie było chętnych do prowadzenia, więc musiałem sam ciągnąć cały peleton :( Każda zmiana prowadzenia objawiała się spadkiem tempa na 3'39-40, co mnie wcale nie urządzało, więc musiałem znów rwać i prowadzić bieg... na 10km niestety nie było zbyt dobrze, bo 36;04 ale nie tak źle, żeby nie można było szybciej przycisnąć drugiej połówki. Kolejne 5km wyglądało podobnie, samotne prowadzenie, zmiany, rwane tempo itp... przed 15km czułem, że coś złego dzieje się z moimi bebechami i zacząłem rozglądać się za ... krzaczkami lub czymś w rodzaju toi toi. W Holandii jakby nie było to kibelki są pomarańczowe a nie jak u nas w kraju niebieskie :) - lepiej je widać, reszta wygląda tak samo ;) no może używają tam innych środków zapachowych. Przed 16km niestety... musiałem... ewakuować się do hmmm.... miejsca, gdzie król chodzi piechotą... byłem w tym momencie delikatnie mówiąc w czarnej d****... więc tu proponuję wrócić do cytatu z początku niusa... Oszczędzając szczegółów to spędziłem tam jakieś 40 sekund - oczywiście patrzyłem na zegarek :) :) :) po akcji "liść" wyskoczyłem z pomarańczowej budki, doszedłem jakąś grupę i wyrwałem przed nią otwierając km w 3'29 a co... walka, walka, walka.... niestety, miałem tak pokurczone mm. brzucha, że nie mogłem szybciej przebierać nogami :( musiałem odpuścić po połówce. Dodam, że na 15km miałem 54:10... chociaż Garmin pokazał ciut mniej ;)

...ostatni zryw i decyzja... schodzę... eee....nie, to nie w moim stylu, chociaż przez sekundę taka myśl przemknęła mi przez głowę.
Postanowiłem dotruchtać do mety po jakieś 4'10-15/km tup tup tup. Po drodze wpadłem jeszcze na lepszy pomysł, mianowicie postanowiłem ukończyć bieg z czasem 2:48:08 czyli takim z jakim debiutowałem i raz na zawsze, no może na dłuższy czas, zakończyć przygodę z maratonem. Niestety... z moich matematycznych obliczeń wychodziło, że musiałbym jeszcze mocniej zwolnić... więc... zwolniłem :) ale po chwili przyspieszyłem i dogoniłem zawodniczkę z czarnego lądu F5 i jej asystę rowerową.
Było sympatycznie, bo porozmawiałem sobie z panem na rowerze a po chwili dogonił mnie Krzysiek na którego czekałem. Pan na rowerze motywował swoją zawodniczkę, żeby się trzymała dwóch "boy friends" na co Murzynka tylko się uśmiechała... niestety nie dała rady i zostawiliśmy ją samą na ulicy. W okolicy 35-36km mój żołądek miał znów dość... cóż... ... W każdym razie ostatnie km pokonałem bardzo krajoznawco i turystycznie :) Pozdrawiałem kibiców, orkiestry, było naprawdę miło i towarzysko, żeby tylko nie ten cholerny brzuch.... 
...dokulałem się do mety z czasem 2:44:40... w sumie to nie pamiętam kiedy na mecie miałem tak fatalny czas, ale w tamtych czasach musiałem się "pruć" żeby nabiegać taki wynik ;) Po biegu i wypiciu 2 ciepłych herbatek było już OK. No po pewnym czasie musiałem jeszcze odwiedzić pomarańczową budkę ;) ale heh, czułem się wyśmienicie.Zapomniałem dodać, że lekko rozbolał mnie mm.piszczelowy przedni, co Trener Mańkowski skomentował "[...]Jedyna pociecha to to,że boli piszczelowy przedni, czyli jesteś przygotowany na zdecydowanie więcej. 2:44 to dla Ciebie marsz i dlatego odezwała się taka chodziarska dolegliwość. Ale to tak jest. Robisz ,robisz i potem jakaś głupia sprawa nie pozwala zdyskontować pracy.Ale wracając do piszczelowego, już bez żartów, to uważam, że masaż stóp i właśnie piszczelowych to jest istotna rzecz w pracy maratończyka[...]"

TU http://www.endomondo.com/workouts/hZcjQxQkgdM można zerknąć na międzyczasy mojego "biegu"...

Ten maraton mogę podsumować takim stwierdzeniem:

"nigdy wcześniej nie czułem się tak źle na maratonie
i
nigdy wcześniej nie czułem się tak dobrze po maratonie"

Z naszej trójki najlepiej pobiegł Krzysiek, który podobnie jak ja miał problemy zdrowotne, rozmienił 2:43 ale to i tak było o ponad 10 minut za wolno niż planował... Iwona za to nabiegała nowy rekord życiowy, który od niedzieli wynosi 3 godziny 48 minut i 44 sekundy, czyli poprawiła się o ponad 3 minuty :)

Byłoby lepiej, ale niestety nie zrealizowała kilku kluczowych długich wybiegań 28 - 30km i to spowodowało spadek prędkości po 30km, ale i tak praktycznie bezboleśnie nabiegała dobry wynik :)
Na mecie maratonu czekała na nas moja Siostra z mężem Erykiem, do których udaliśmy się po zawodach i spędziliśmy bardzo sympatyczny i miły wieczór :) Dziękować Siostrzyczko :*
Przed 8 wyjechaliśmy z krainy tulipanów, kofi szopów, rowerów i wiatraków kierując się wskazówkami Hołka w stronę ojczystego kraju. Hołek chyba był wczorajszy i w Venlo poprowadził nas w ślepą uliczkę i na dodatek przez miasto, zamiast autostradą cóż... każdy ma słabsze dni, nawet nawigacja :] Przejechaliśmy przez Holandię, Niemcy i dotarliśmy do Polski, gdzie w końcu można było najeść się za normalne pieniądze :) i finalnie w okolicy 19 byliśmy w domu :)

"To jest Twój czas gdy walka trwa ..."



PS. POZDRO 600 dla ekipy z ŁODZI i okolic ;)
wtorek, 4 października 2011

postheadericon final countdown...

 Dużo czasu nie pozostało, do docelowego startu w drugiej części sezonu do którego przygotowywałem się od połowy lipca, czyli można powiedzieć, że przerobiłem książkowy BPS. 
Ostatni tydzień był jak zawsze na wariackich papierach, ale udało mi się prawie zrealizować założony plan, prawie robi wielką różnicę, ale jak na moje oko to było ok. 
Po niedzielnej 30stce przyszły poniedziałkowe podbiegi, tradycyjnie 10 x 300m, które nieźle dały mi w kość a na dodatek rozbolał mnie achilles, więc wtorkowe poranne rozbieganie musiałem odpuścić. Po pracy podjechałem na czarną drogę, gdzie do zrealizowania było sześć dwójek na 400m przerwie w truchcie. Biegałem oczywiście po górkach, bo jakby inaczej :) mogłem pojechać na stadion do Rumi, ale nie cierpię stadionów. Zaparkowałem na "0", potruchtałem do "4" i od czwórki zacząłem biegać. Pierwsza to 2km wspinaczki do "6", dalej do "8" i z powrotem, do "6", "4", "2" i do "0". Biegało się całkiem całkiem, chociaż daleko było do luzu. Czułem zmęczone podbiegami nogi i 30stkę, która jeszcze siedziała gdzieś w środku. Jak wychodziły poszczególne odcinki - zgodnie z planem :) 6'54, 50, 47, 43, 55, 46, czyli nie co szybciej niż prędkość startowa w maratonie... planowana prędkość startowa oczywiście ;) 
Na środę zaplanowany miałem 24km rozbieganie, spokojne, delikatne z nóżki na nóżkę, z uśmiechem na twarzy. Początkowo ciężko było się rozkulać ale po kilku km nogi puściły i biegło się bardzo luźno i przyjemnie. Kończyłem po ciemku po osiedlowych uliczkach... niestety znów się zaczyna :( a jeszcze niedawno tak przyjemnie biegało się po pracy w lesie... ech :( Cała dwudziestka czwórka wyszła na bardzo niskim tętnie bo 136 przy prędkości 4'50/km. Jeszcze nie tak dawno HR byłoby wyższe o 10-12 ud/min... chyba to dobry znak?
Kolejny trening, to kolejny akcent. Tym razem spokojna 14-stka ciągłego. Cieszyłem się, że to tylko 14km i że jakoś szybko zleci :) i zleciało... całość zajęła mi 53 minuty i 18 sekund, czyli po 3'48/km, średnie tętno = 164 a LA... 1,2 mmol/l... no cóż :) 
Piątek tradycyjnie był dniem siły biegowej zróżnicowanej. Nie chciało mi się jak cholera wychodzić wieczorem z domu, szczególnie że miałem ciężkie nogi, ale w końcu udało się i pobiegłem. Siła zróżnicowana to jeden z moich ulubionych środków treningowych, szczególnie w takim wydaniu :) Skipy, wieloskoki itp. a to wszystko kończone przyspieszeniami...
W sobotę pojechaliśmy z Iwoną do Gniewina na stadion tartanowy. Iwona biegała TPS, czyli Test Prędkości Startowej do maratonu, który trochę jej nie wyszedł, gdyż za mocno zaczęła :) 1km zamiast 5'15/km to nie wiadomo czemu pobiegła w 4'50... ale na ostatnim odcinku przy prędkości 5'15/km zakwasiła się na 1,6mmol/l co optymistycznie napawa przed niedzielnym startem w maratonie. Ja męczyłem tysiączki i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Raz, że musiałem biegać w kółko, w sumie to na tym treningu wybiegałem - wykółkowałem 20km (jakieś 50 okrążeń), a dwa to że wiało i nie czułem się za specjalnie. Nie cierpię stadionów, ba nienawidzę stadionów. Męczą mnie i irytują, denerwują i wkurzają, chociaż to najdelikatniejsze określenia...
Tysiączki miałem biegać spokojnie na prędkościach 3'30 - 25/km na 200m przerwie w truchcie... trochę krótka przerwa, gdyż zajmowała mi w świńskim truchcie jedynie 1'15-20, więc czasu na regenerację było mało... Jak pisałem wcześniej biegało się ciężko, gorzej odczuwałem to oddechowo niż mięśniowo... znów brakowało mi "kawałka płuc" ale trening zrealizowałem w 100%. Odcinki wychodziły w 3'25, 26, 30, 29, 27, 29, 31, 25, 24, czyli faktycznie bardzo spokojnie, chociaż tego nie czułem...
 To by było na tyle w kwestii biegowej w tym tygodniu, który zamknąłem ze skromną ;) liczbą 125km. We wrześniu na liczniku zanotowałem 670km i powiem szczerze, że odpowiada mi taka objętość, nie wiem czemu ale dobrze się z tym czuję :) :) :) Mam nadzieję, że powiem to po niedzielnym starcie i w końcu uda się poprawić starą życiówkę.
Niedziela... żeby nie było również toczyła się w iście sportowym tempie... 4:00 pobudka i do roboty!!! Tym razem organizowaliśmy MTB Gdyna Maraton, czyli zawody rowerowe. 
 (zdjęcia www.am-studio.eu)
Ciężko było się zwlec z łóżka, ale nie ma na co narzekać. Człowiek się cieszy, jak widzi pozytywne efekty swojej pracy, pomimo dużego zmęczenia, które dopada zazwyczaj po jakimś czasie. 

 (zdjęcia www.am-studio.eu)
Zawody rozgrywane były na kilku dystansach w zależności od wieku uczestników. Najmłodsi rowerowali na 800m, starsi na 12km a jeszcze starsi mogli wybierać pomiędzy 36km a 60km. W sumie linię mety przekroczyło 237 kolarzy :)
 (zdjęcia www.am-studio.eu)
 (zdjęcia www.am-studio.eu)

To były udane zawody, które oczywiście nie obyłyby się bez pewnych atrakcji, których dostarczyła rodzinka dzików, ganiających po centrum zawodów, ale jak ktoś komuś wchodzi a raczej wjeżdża z butami czy rowerem do domu, to musi liczyć się z takimi konsekwencjami ;)

Mój profil na FACEBOOKU

Twój osobisty trener...

Szukasz pomocy w sprawach treningu biegowego?
Nie wiesz, jak zacząć, jak poprawić swoje rekordy życiowe, każdy trening staje się monotonny, nudny a czasy w kolejnych zawodach nie poprawiają się?

Może jesteś początkującym biegaczem i nie wiesz od czego zacząć?

Dobrze trafiłeś!
Napisz do mnie

TEST BIEGOWY

Jeżeli nie wiesz jak trenować, natłok informacji o strefach HR, HRmax, HRR, VO2max itp powoduje u Ciebie ból i zawroty głowy a sport tester wciąż piszczy i świeci podając co chwilę sprzeczne informacje, pomyśl nad wykonaniem profesjonalnego TESTU BIEGOWEGO mającego na celu dokładne wyznaczenie "zakresów treningowych" w oparciu o pomiar zakwaszenia i tętna.

Jestem do dyspozycji i czekam na kontakt!
z nimi współpracuję...