czwartek, 11 sierpnia 2011

postheadericon ...w niedalekiej przyszłości :)



...tak będę spędzał jesienno - zimowe wieczory :)
niedziela, 7 sierpnia 2011

postheadericon mocny tydzień

Mija już trzeci tydzień treningów, mogę śmiało powiedzieć, że trenuje a nie biegam :) mam plan który realizuję (taki motywator) i cel, więc wszystko co najważniejsze jest i mogę skupić się na trenowaniu.
Tydzień zaczął się całkiem niewinnie, dyszka + 2km siły, dzień później ciągły na czarnej drodze, spokojna 12-stka po 3'50... oczywiście nie byłbym sobą, jakbym nie doczepił się do Garmina, więc 310XT pokazał...


trochę mniej, a to trochę to aż 3" na 1km więc jest różnica :) czy duża, niektórzy powiedzą, że nie, ale patrząc na te 3 sekundy w inny sposób... 3'00/km a 2'57/km w przypadku maratonu, albo 2'54/km... to też mało? daję do przemyślenia ten temat... :) W każdym razie, jak widać na załączonym obrazku pobiegłem 12stkę w 45:55 co daje średnią na 1km 3'49
jak zobaczyłem tętno, zbaraniałem najdelikatniej mówiąc...169, czyli spacer? Są dwie opcje, dwa wytłumaczenia, no może trzy. Odpocząłem konkretnie, mówię o treningach, które zacząłem po ponad miesięcznej albo i nawet dłuższej przerwie, organizm zaadaptował się do takiego biegania i nie jest to już dla niego wyzwaniem takim, jak kiedyś... 3 - starzeję się i wszystkie parametry spadają :) W każdym razie jestem mega zadowolony z tego treningu, który oczywiście biegałem na "Czarnej Drodze" od "4" do "8" i do "0". Było OK. Kolejne treningi wypadały równie pozytywnie, chociaż lekko obawiałem się czwartku - piątku - soboty. Na czwartek miałem zaplanowane 3 minutówki. Zrobiłem 6km rozbiegania i zacząłem kręcić nogami, mocno, żywo, konkretnie, 1 minutowe przerwy szybko mijały, więc czasu na odpoczynek było mało. Trening zamknąłem w 20km, dzień później o 5:55 byłem na kolejnym treningu... tego dnia postanowiłem wykonać 2 treningi. 7km wybiegania, 6 przyspieszeń, szybki prysznic, śniadanie, na 8 godzin do roboty, powrót, chwila odpoczynku i na drugi trening, całe szczęście że tylko luźna 12-stka :)

 sławny szlaban, czyli "4" km, z tego miejsca ruszałem do "7"km i powrót...
Na sobotę miałem zaplanowane dwie szóstki, wymagający trening, szczególnie że byłem już lekko zmęczony całym tygodniem a te odcinki miałem biegać po 3'47 i po 3'45/km.
Pierwsza szóstka była bardzo rwana, nie mogłem wstrzelić się w tempo, ale ostatecznie wyszło 22:39, czyli po 3'46/km czyli prawie zgodnie z założeniami, średnie tętno = 175 a mleczany 3,5mmol/l.... trochę wysoko i lekko mnie to zaniepokoiło, ale cóż, trzeba było polecieć jeszcze jedną szóstkę a robiło się coraz cieplej. Biegło się trochę równiej, noga lepiej się kręciła i na mecie zanotowałem czas 22:26, HRavg 178 a LA...
2,3mmol/l (drugi pomiar 2,5mmol/l) więc bardzo, bardzo pozytywnie i optymistycznie. Roztruchtałem jeszcze 3km, znalazłem po drodze fajne miejsce do odpoczynku, zbiornik małej retencji wodnej, jakieś szuwary, trawy, krzaki, klimat i spokój :)
Po treningu kibicowaliśmy chłopakom na Biegu Św. Dominika i muszę się pochwalić, że moi podopieczni zanotowali bardzo dobre wyniki, poprawiając życiówki na tym dystansie. Bartek załapał się na pudlo (3.m) w kategorii wiekowej, czego mu bardzo gratuluję.
Krzysztof, po znacznym zmniejszeniu objętości i wrzuceniu jednego tempa do planu pobiegł po około 3'54/km żeby później otrzeć się o podium w biegu VIPów :) Szymon również był zadowolony ze swojego występu, gdyż w końcu pokonał rywali, z którymi podczas poprzednich startów przegrywał, mam nadzieję że teraz uwierzy w siebie i 3 września na Biegu Westerplatte poleci w maxa, nie oszczędzając się na ostatnich km.
Tydzień zakończyłem niedzielnym 22km wybieganiem a termometr kiedy wychodziłem po 10 z domu wskazywał...
w cieniu...
Cały tydzień zamknąłem liczbą 139km... To był kolejny dobrze przepracowany tydzień, z którego jestem bardzo zadowolony.
zestaw "potreningowy", czyli:
CEP recovery, The Stick i Posture Curve
Polecam każdemu, po każdym treningu, lekkie "sado maso" nie zaszkodzi ;)





czwartek, 4 sierpnia 2011

postheadericon kiedyś a dziś...

Jak było kiedyś, dawno, kilka, kilkanaście a nawet 20 kilka lat temu w świecie bez pulsometrów, butów z systemami i koszulek oddychających? Ostatnio na treningu przypomniało mi się, jak było kiedy zacząłem stawiać pierwsze sportowe kroki. Na początku 1987 rok, czyli sporo latek temu... sekcja żeglarska, ale gro zajęć rozgrywanych było w terenie, więc człowiek, dzieciak, musiał jakoś funkcjonować. Jadąc na obóz żeglarski (zimowy) do Jastrzębiej Góry dostałem z klubu (wypożyczono) mi dres, to było coś. Pamiętam, że był za duży, granatowy z nadrukiem na plecach YKS Stal Gdynia, lans pierwsza klasa. Każdy był zadowolony, że mógł w takim dresie się poruszać. Miał go trener, trenerka i wszyscy wokół. Na tym obozie sporo biegaliśmy po plaży, kazali nam biegać, więc nie lubiłem tej formy aktywności. Oczywiście nie miałem żadnych adidasów, miałem brązowe, sznurowane botki za kostkę, które były oczywiście skórzana i w tym się zasuwało, a co. Jak było chłodno, zakładało się kurtkę i jazda na trening. Trener miał stoper, oczywiście wskazówkowy i mierzył czas. Sympatyczne czasy. Jak było ciepło, biegaliśmy w trampkach, zwykłe trampki ze sklepu, jedne były za kostkę, pamiętam że miałem takie wypasione różowe i zasuwałem w nich wszędzie gdzie się dało, na lekcje wf-u, na podwórko kopać piłkę, na żaglówkę czy pobiegać z kumplami po podwórku.
Kolejne lata, czasy biegania i tu znów mnóstwo atrakcji. Np obóz zimowy w Gniewinie, miałem już jakieś buty do biegania, co prawda bez żadnych systemów i nie wiadomo czego, człowiek tylko słyszał o butach z poduszką powietrzną, oczywiście do tego dres kreszowy, najczęściej w dziwnych jaskrawych kolorach i zadowolony ganiał po polach. Pamiętam, że trener robił mapę, którą chyba odbijał na ksero, w każdym razie cały pic polegał na tym, że kredkami ją kolorowaliśmy, tak, kredkami. Nanosiliśmy na żółto pola, na niebiesko elementy wodne i na zielono krzaczory. Było wesoło, bo każda mapa była innego koloru i różnie bywało z odzwierciedleniem rzeczywistości.  Po zimie była wiosna i szał na korki piłkarskie. Dlaczego korki, bo były w każdym sklepie, miały dobry bieżnik, niezbędny w lesie. Tylko nieliczni mieli Silvy do orienteeringu. Korki były cool i co niektórzy raźno zasuwali w nich po ulicy, gubiąc po drodze gumowe elementy. Mieliśmy dederony i zwykłe kompasy z hali targowej, kupione od Rosjan. Był to "Sport 4" i inny model, którego nazwy nie pamiętam, ale wskazówka szalała jak by była pijana i ciężko było utrzymać zaplanowany kierunek biegu.

Kiedy na rynek wszedł Isostar, to był szał. Każdy lansował się z puszką, bidonem i charakterystyczną żółtą łyżeczką. Kiedy odżywka się skończyła a kończyła się szybko, bo zamiast robić napoje wyżeraliśmy łyżeczkami smaczny proszek, puszki były przerabiane na schowek na materiały niezbędne każdemu biegaczowi na orientację. Wkładało się do takiej puszki folię na mapę, na kartę startową, taśmę klejącą, sznurek, agrafki, długopis, kompas, nożyczki a samą puszkę obklejało różnymi naklejkami.
 

Opisy punktów rysowało się na karcie startowej, którą następnie wkładało się do foliowego worka, robiło we wszystkim dziurkę, wkładało sznurek i przywiązywało do ręki. Kolejnym hitem były zegarki... tu znalazłem zdjęcie jednego z najpopularniejszych na rynku maszyn do biegania w tamtych czasach... legenda i historia.
CASIO SDB-500 W, 30 międzyczasów, timer, alarm, każdy musiał mieć taki i wielu biegaczy jeszcze z nimi biega. To było to. Po biegu siadaliśmy w autokarze i sprawdzaliśmy międzyczasy a następnie nanosiliśmy je na mapę lub kartkę, bo następnego dnia znów trzeba było startować a zegarek pamiętał tylko 30 lapów. Czas płynął, wszystko ewoluowało. Wszedł coraz bardziej profesjonalny sprzęt, każdy biegał w Silvach, VJ-ach albo innych profesjonalnych butach, na ręku miał Moskwę (kompas) albo Silvę i można było śmigać. Fajnie biegało się w nocnych. To było wyzwanie. Pierwsze lampy były oczywiście własnej roboty. Żarówka i lampka od roweru, na plecach plecak z pojemnikiem na baterie bodajże R14 albo R20, które mieściły się w specjalnym pojemniku z radia i jazda do lasu. Co było widać... nie za dużo ;) ale było wesoło a ile to ważyło, nie wspomnę... Proponuję spróbować, załadować 8 bateryjek do plecaka, na głowę założyć 6 W żarówkę i pobiegać... Za jakiś czas baterie wyparły akumulatory, które były równie ciężkie, ale działały dłużej i można było pod nie podpiąć lepszą lampkę... nastała jasność. Ciekawe zabawy były z pomiarem tętna. Kończyliśmy trening, stawaliśmy jeden obok drugiego, przykładaliśmy palce w okolicy szyi, trener mówił "start" i zaczynał się pomiar... zazwyczaj wypadało 29 albo 30... tą wartość zapisywało się w dzienniczku. Nadszedł kiedyś dzień, gdy pojawiły się pulsometry, wielkie, kolubryny z 3 przyciskami marki Polar. Nikt nie wiedział, jak to działało, ale kilka sztuk było, więc trener decydował kto będzie z nim biegał i po treningu... trzeba było rysować wykres HR na papierze milimetrowym :) Był zabawa. Śmiesznie się też biegało w zimę, mało kto miał buty z jakimś lepszym protektorem, crossy biegało się w burtach do BnO i było git. Wracając jeszcze do ubiorów. Obowiązkowym atrybutem był bawełniany golf, pod którego zakładało się bawełnianą koszulkę, na górę zazwyczaj zakładaliśmy zwykłe ortaliony, ja miałem żółty adidasa... był świetny, w zgięciach pod łokciami zbierał się pot i po mocniejszym treningu można było go wylewać ciurkiem... Co do odżywek, kadra miała mineral i witaminy rozpuszczalne, nie kadra... colę, soki, nalewkę babuni... kto pamięta, jak fajnie skrzypiały korki od tego specyfiku, kiedy siedząc po północy u dziewczyn degustowaliśmy się smakiem nalewki, chowając się pod łóżkami przed trenerem... to było życie. O pomiarze HR czy dokładnej odległości nikt nie myślał. Na "Zakręcie" biegało się na słupkach drogowych, albo znakach na szosie (jak nie ma śniegu, to każdy stosuje ten sposób pomiaru) a na Reglach biegaliśmy wg znaczków na drzewach, które do dziś dnia się tam znajdują. Nie zapomnę nigdy jak kończyły się wycieczki biegowe... raz że ścigańskiem a dwa że wizytą w sklepie... obowiązkowo cola i czekolada a wieczorem...pizza i BnO...Kolejnym krokiem był system SportIdent, który wyparł karty startowe. Pojawiły się coraz bardziej dostępne pulsometry, oczywiście marki Polar, które oczywiście nie miały połączenia z komputerem (te najdroższe miały) i coraz częściej pojawiały się u biegaczy na nadgarstkach. Był taki sprytny program, nie pamiętam nazwy, ale jego autorem był Ermine z Breslau. Włączało się ten program, wpisywało czas trwania, i poszczególne wartości HR, które odczytywał pulsometr a zapisywane były one np. co 1 sekundę, 5 sekund, czy 60 sekund. Wyobraźcie sobie teraz ręczne wpisywanie na klawiaturze biegu np. na dystansie 42km... To były czasy... a teraz...Co jeszcze się zmieniło? Generalnie mentalne podejście zawodnika do treningu i zawodów. Teraz wręcz niewyobrażalne jest wyjście na trening, a tym bardziej na akcent bez... skarpetek kompresyjnych, butów pół startowych z milionem systemów, krótkimi getrami, koszulką oddychającą odprowadzającą pot i nie wiadomo co jeszcze na zewnątrz, do tego koniecznie pulsometr z ustawionymi alertami a co najważniejsze z tempomatem i GPSem, przed treningiem obowiązkowe Vitargo albo żel... :) Kiedyś było fajnie, ale z perspektywy czasu z pewnym sentymentem wspominam czasy, kiedy biegałem w zacerowanych adidasach, dresowych spodniach, które majtały się na wszystkie strony, ubrany miałem bawełniany t-shirt, golf a na wszystko ortalion, co najważniejsze w kieszeni landrynki, albo coś słodkiego :)
...tak mnie jakoś wzięło na wspomnienia ;)
wtorek, 2 sierpnia 2011

postheadericon lipiec

Jaki był ten lipiec... 
na pewno zakręcony z milionem pomysłów i planów, z paskudą pogodą i bliżej nieokreślonymi i nie sprecyzowanymi planami... początkowo planowałem triathlon w Borównie i walkę o połamanie 5h, ale na planach się skończyło. Generalnie potraktowane było to brakiem czasu na zrealizowanie w 110% treningu, który założyłem. Postanowiłem więc przygotować się do maratonu w Eindhoven i ku temu poczyniłem wszystkie kroki. Hotel zarezerwowany, startowe zapłacone, cel obrany, trening... w trakcie realizacji ;)
W lipcu zrobiłem 210km na rowerze i co mnie bardzo boli 0km w wodzie... W pierwszym tygodniu lipca przebiegłem aż 43km, w drugim było znacznie lepiej bo już 50,5km, czyli rozkręciłem się... ;) Trzeci tydzień lekko odpuściłem i zjechałem z objętości i wyszło 40,5km (tydzień startowy)... Tu trzeba było podjąć decyzję, bo zaczęło się źle dziać... wyszedł wielki leń i mogłoby się to tragicznie skończyć. Zacząłem w końcu trenować, 113km i 115km w kolejnych tygodniach sprawiły że odżyłem i zacząłem żwawiej ruszać kulasami a cały miesiąc zamknąłem z liczbą... cóż, nie za wielką, ale początki zawsze są ciężkie.
Wczoraj rozpoczął się sierpień, otworzyłem go treningiem siły biegowej, 10 x 200m, dziś w planie ciągły, później wybieganko, 3 minutówki, wybieganie, szóstki i dłuższe wybieganie... dzieje się :)
Od 15 do 26.08 będzie więcej czasu żeby przyłożyć się do treningu, tradycyjnie Szklarska w Bornicie, więc tu liczę na naprawdę spory kilometraż. Czasu do maratonu coraz mniej...


Nie ważne, jaki czeka trud, bo końcem będzie chwała
Nasz głos wybija się nad tłum, silny i twardy niczym skała
Będziemy wierni aż po grób, niech sztandar nasz wieje na wietrze
Niech do zwycięstwa wiedzie nas, bo tylko ono da nam szczęście

The Analogs "Wierny jak Zawisza"
niedziela, 31 lipca 2011

postheadericon regulamin...


Dawno, dawno temu...




postheadericon kolejny tydzień w nogach...


Udało mi się przetrenować kolejny (drugi) tydzień od kiedy zabrałem się za siebie, tydzień całkiem sympatyczny bo zamknięty z liczbą 115km a co najważniejsze przebiegałem go w jednym kawałku... chociaż było ciężko i mocno zaryzykowałem, czego nie polecam nikomu. Miałem problem z lewą czwórką, ale trenowałem i to mocno, ryzykowne było wykonanie piątkowej siły... na początek 3 serie po 100m wyskoku zakończonego 100m podbiegiem, wyskok oczywiście pod górę, dalej... 3 serie po 100m skipu A zakończonego podbiegiem, dalej 3 serie po 100m wieloskoku zakończonego 100m podbiegiem i na deser 100m skipu B zakończonego podbiegiem. Nie pamiętam kiedy ostatnio robiłem skip B i to dodatkowo pod górę, więc musiało to wyglądać bardzo komicznie, ale dałem radę... Ten trening robiłem z wielkim wyczuciem, gdyż rozum mówił, żebym odpuścił ze względu na możliwość pogłębienia kontuzji, ale serce mówiło... walka, walka, walka... to wszystko poprawiłem zabawą biegową i dzisiejszą dwudziestką... Co z kontuzją? Zniknęła :) Wiem, że to dziwne i trudno wytłumaczalne, ale... jak zaczęła mnie boleć w/w czwórka, zacząłem stosować wcierki, krem do masażu z maścią rozgrzewającą, ale to nie wszystko... zbawienny okazał się Lyprinol (podkreślam, że nie jest to artykuł sponsorowany) ale ten specyfik tak na mnie działa :) Polecam i z tego miejsca serdecznie pozdrawiam Konrada z Biovico, dystrybutora tego produktu. 
piątek, 29 lipca 2011

postheadericon treningowo...

Jako, że podjąłem decyzję o odpuszczeniu startu w Borównie w tym roku, wziąłem się ostro za bieganie. Oczywiście, jak mam to w zwyczaju za ostro i już mnie coś pobolewa, ale cóż, "ten typ tak ma" młodszy nie jestem, więc muszę uważać na siebie bardziej niż kiedyś. Widzę, że wielkim minusem odpuszczenia treningów triathlonowych, jest zaniedbanie totalne pływalni. Czuję to każdym kawałkiem ciała, że to nie to, co kilka miesięcy temu. Muszę koniecznie wejść do wody, żeby się w całości nie rozsypać. Oczywiście staram się ćwiczyć i ćwiczę, co prawda nie tyle co bym chciał, ale lepszy rydz niż nic. Odkryłem, że ostatnie wejście na pływalnię, którą mam prawie pod nosem, no prawie pod nosem, bo 3km, jest na 21:00, więc realne jest wieczorne, po treningowe pływanie, oczywiście jako forma odnowy biologicznej. Muszę sobie to wszystko logicznie rozpisać, kiedy sauna, kiedy woda i ruszyć z tematem. W treningu postawiłem na intensywność, znów odwróciłem wszystko do góry nogami i mam nadzieję, że plan treningowy, który zacząłem realizować, zadziała. Do startu coraz bliżej... W tym tygodniu, żeby było ciekawiej zrobiłem już jedno tempo 10 x 400m / 200m, drugi zakres 10km, który o dziwo pobiegłem z dużym zapasem w 37'44. Tu po raz kolejny utwierdziłem się, że nie można sugerować się odczytami GPSa w tego rodzaju treningach, gdzie biegamy na zadanej prędkości, w co jednak wiele osób nie może uwierzyć i potem wychodzą z tego takie kwiatki... Oczywiście, żeby nie było, że ściemniam. Ustawiłem "wirtualnego partnera" na 3'50/km bo tak miałem biegać i ruszyłem... starałem się trzymać idealnie tempo, prawie się udawało... jak wyszedł pierwszy km? 3'39, kolejny 3'44, czyli na dwóch kilometrach "nadrobiłem" w negatywnym tego słowa znaczeniu 17 sekund... Co by było, gdybym tak biegł maraton? Hipotetycznie, teoretycznie gdybając i zakładając... 17 sekund na 2km, czyli zakładając, że 7-8" "zyskuję" na 1km, to na 42km mam jakieś 5-6' "przewagi"... to ładnie wygląda na papierze i na ekranie Garmina, a co będzie w rzeczywistości? ... odcięcie prądu i tuptanie, dreptanie, maszerowanie i walka o przetrwanie... ale przecież Garmin pokazał, że biegłem wolniej. Na 10km, Garmin pomylił się o całe 100 metrów, pokazał mniej, bo 9,9km a z większych ciekawostek, to na 1km odcinku pokazał, że ma on 1,13km... były oczywiście odcinki krótsze, po 983m itp... Skąd wiem, że trasa po której biegłem ma 10km? Każdy km został zaznaczony przy użyciu 25m taśmy mierniczej, więc pomiar jest dokładny, ale znając niektórych to musiałbym tam załatwić atest PZLA, żebym był wiarygodny... Wracając jednak do treningów. Ciągły zrobiłem i po ciągłym ciągnie mnie głowa przyśrodkowa czworogłowego uda, ech... starość nie radość ;) a do wykonania jeszcze siła i dwuminutówki.... Będzie się działo.

Mój profil na FACEBOOKU

Twój osobisty trener...

Szukasz pomocy w sprawach treningu biegowego?
Nie wiesz, jak zacząć, jak poprawić swoje rekordy życiowe, każdy trening staje się monotonny, nudny a czasy w kolejnych zawodach nie poprawiają się?

Może jesteś początkującym biegaczem i nie wiesz od czego zacząć?

Dobrze trafiłeś!
Napisz do mnie

TEST BIEGOWY

Jeżeli nie wiesz jak trenować, natłok informacji o strefach HR, HRmax, HRR, VO2max itp powoduje u Ciebie ból i zawroty głowy a sport tester wciąż piszczy i świeci podając co chwilę sprzeczne informacje, pomyśl nad wykonaniem profesjonalnego TESTU BIEGOWEGO mającego na celu dokładne wyznaczenie "zakresów treningowych" w oparciu o pomiar zakwaszenia i tętna.

Jestem do dyspozycji i czekam na kontakt!
z nimi współpracuję...