środa, 15 czerwca 2011

postheadericon Herbalife Triathlon Susz 2011 „…mój pierwszy raz”

...a zaczęło się tak

Dawno, dawno temu. Gdzieś w okolicy czerwca 2010 pojechaliśmy z Iwoną do Susza, jako pomoc przy organizacji zawodów, których mózgiem był jest Piotr Netter, trener w naszym klubie UKS Tri-Saucony Rumia a prywatnie nasz dobry przyjaciel. To był mój pierwszy kontakt z triathlonem. Pomyślałem, że kiedyś trzeba będzie tego spróbować, ale jak ktoś by powiedział mi, że za rok stanę się triathlonistą, wyśmiałbym go.
... co działo się później, każdy doskonale wie. W końcu przyszedł ten dzień.

 (fot. Marek "Gulunek"Mróz)

W piątek, 10 czerwca zapakowaliśmy nasze białe WRC LPG i ruszyliśmy ku przeznaczeniu. Pojechaliśmy do Malborka, gdzie wypakowaliśmy sprzęt, zabraliśmy Teścia i obraliśmy kierunek Susz. Po odebraniu pakietów startowych, odwiedzeniu znajomych nastąpiła odprawa techniczna. 

 gdzie sędziowie i Piotr opowiadali co można a czego nie a także przedstawiali graficznie obraz całej trasy


Po odprawie, wróciliśmy do Malborka. Rano czekał mnie 113km wyścig, więc trzeba było zbierać siły i energię. 



Na miejsce przyjechaliśmy kilka minut po 8, więc na 3 godziny przed startem. Spokojnie można było się przebrać, skoncentrować, wprowadzić rower do boksu i przygotować wszystko w strefie startowej. Jako, że debiutowałem, to wziąłem ze sobą dużo niepotrzebnych rzeczy, które „na wszelki wypadek” mogły się przydać. Miałem ortalion, armwarmery, koszulkę kolarską, tonę żeli itp. oraz oczywiście kask, buty biegowe, kolarskie, kask i bidony z odżywkami. Kilka żeli przyczepiłem do ramy roweru a pozostałą część włożyłem w kieszenie koszulki rowerowej i do kasku. 


Odstawiłem bolid dostajni, dałem się pomalować harcerkom, które każdemu zawodnikowi wypisywały numer startowy na ramieniu oraz nodze i udałem się do samochodu, gdzie przy dobrej muzyce  (wiadomo jakiej...)  koncentrowałem się przed startem. 



Około 10 zabrałem piankę do pływania, czepek, okularki, krem do masażu i udałem się w okolice startu. Na około 30 minut przed startem nasmarowałem się kremem do masażu, lepszy poślizg przy zdejmowaniu pianki i z pomocą Iwony, naciągnąłem piankę na grzbiet i ruszyłem na krótkie rozpływanie. Woda była bardzo przyjemna i po kilku ruchach do kraula poczułem moc. Po krótkim rozpływaniu, wyszedłem z wody, stawiłem się na odprawie technicznej (liczeniu zawodników) ruszyłem linii startu. 



Jako, że w zawodach brało udział ponad 400 zawodników, ze względów bezpieczeństwa start zaplanowano z wody, a nie jak w ubiegłych latach z plaży. 


Kilka minut po 11 ruszyliśmy… Na starcie woda zagotowała się i przez pierwsze 200-300m płynęło się w wielkim ścisku. Co chwilę czułem że ktoś na mnie wpływa, ktoś mnie kopie, czy łapie za nogi, ciekawe doświadczenie. 

Rozluźniło się (teoretycznie) dopiero po przepłynięciu około 300m, ale przy boi nawrotowej sytuacja się powtórzyła, na kolejnej było to samo i na ostatniej również. Ogólnie mówiąc wielka, wodna bijatyka. Przez cały czas starałem się jednak płynąc długo i luźno, co o dziwo mi wychodziło i ani na chwilę nie musiałem się zatrzymywać czy przechodzić do klasyka. Oczywiście były delikatne problemy z nawigacją, ale płynąć w takiej grupie tragedii nie było. W głowie przez cały czas powtarzałem sobie co mam zrobić po wyjściu z wody. Jak ściągnąć piankę, jak założyć kask, buty, koszulkę itp. Po ominięciu ostatniej bojki obrałem kurs na plażę i z wody wypłynąłem a może raczej wybiegłem po 37 minutach i 58 sekundach, czyli o ponad 2 minuty lepiej niż zakładałem przed startem plasując się na 188 miejscu. Uważam, że to dobry wynik i jestem z niego usatysfakcjonowany.





T1… wybiegając z wody rozpiąłem piankę i dotarłem do boksu rowerowego. Szybko założyłem,
z resztą zupełnie niepotrzebnie koszulkę rowerową, kask, wciągnąłem żel, założyłem skarpetki i buty rowerowe i ruszyłem w trasę. 









Czekało mnie jedyne 90km rowerowania, co ciekawsze nigdy wcześniej tyle nie przejechałem, więc wyzwanie było tym większe. Jak policzyłem, to 500km do 90km ma się mniej więcej, jak 233km do maratonu... czyli bardzo skromnie. Rozpocząłem w miarę luźno, starałem się jechać w okolicy 30km/h, z wiatrem nawet wychodziło, pod wiatr było zdecydowanie gorzej, do tego doszły górki i fatalna nawierzchnia, chociaż słowo fatalna jest najbardziej delikatnym określeniem tej drogi. Mijało mnie coraz więcej kolarzy, jeden po drugim. Teraz myślę, że się obijałem, bo na rowerze wcale się nie zmęczyłem, jechało mi się cały czas bardzo swobodnie. Zapomniałem napisać, że po wyjściu z wody, zostawiłem chipa w piance, początkowo myślałem, że go utopiłem, ale profilaktycznie krzyknąłem Iwonie i sędziemu, żebym nie został przypadkiem nieklasyfikowany. 

Podczas jazdy miałem małą chwilę zdegustowania moim totalnym brakiem umiejętności kolarskich, jak minął mnie zawodnik w klapkach oraz kolejny na góralu… cóż, powiedziałem sobie, że odbije to na biegu i tak też zrobiłem. Po drodze oczywiście spożywałem żele i popijałem Vitargo, żeby w pewnym momencie przypadkiem nie odcięło mi przysłowiowego prądu. Czułem się dobrze, chociaż od wyjścia z wody walczyłem z silnym bólem brzucha, który skończył się …w niedzielę rano, po wypiciu prawie litra coli (od coli brzuch nie boli). Wracając jednak do roweru. Pierwsze okrążenie wyszło mi w 58:59, czyli teoretycznie była szansa na 3:00 ale całościowo wyszło około 3:12… cóż. Następnym razem będzie lepiej…Jako ciekawostkę podam, że najlepszy osiągnął średnią 40km/h... masakra!

T2… teraz należało tylko zejść z roweru i wbiec do strefy zmian. Tego lekko się obawiałem. Nie wiedziałem, jak zareagują moje nogi po 90km roweru, jeszcze przecież tyle nigdy nie przejechałem, ale ku mojemu zaskoczeniu, spokojnie zsiadłem i wbiegłem na pełnym gazie w butach kolarskich w strefę T2 mijając zawodników, którzy maszerowali ze swoimi bolidami. 
Szybko zdjąłem kask, ściągnąłem koszulkę kolarską, założyłem Kinvary, Garmina i ruszyłem na trasę półmaratonu od razu mijając kilkunastu zawodników. Biegło się rewelacyjnie. Starałem się nie szaleć, ponieważ nie wiedziałem, co będzie za godzinę a dodatkowo zrobiło się ciepło. Pierwszy km 3’30… więc zwolniłem i trzymałem około 3’48-50/km, czyli bez szaleństwa. 


Podobało mi się, że to teraz ja mijałem hurtowo zawodników, jeden po drugim, odbijając sobie niepowodzenie na rowerze. Pierwszą dychę zamknąłem po niecałych 39 minutach a linię mety po 1:23 uzyskując ostatecznie czas 5 godzin 17 minut 10 sekund. 




Zająłem ostatecznie 115 miejsce w klasyfikacji generalnej oraz 95 w klasyfikacji Mistrzostw Polski. Zostałem triathlonistą, pół ironmanem. Padłem chwilę po tym na trawę i leżałem kilka minut rozmyślając, czy to jest normalne i zdrowe. 
 Z Piotrem Netterem
 "...czy ja jestem normalny?"




...niedosyt?

Czy jestem zadowolony z wyniku? Nie podchodzę do tego w taki sposób. Jestem zadowolony, że praktycznie bezboleśnie i bez żadnego kryzysu ukończyłem te zawody. Mogę chodzić, biegać, skakać. W poniedziałek potruchtałem, wczoraj spokojnie zrobiłem trening w wodzie a dziś idę na wybieganie. Gorzej czułem się po maratonie. Jestem zadowolony, że bazując na treningu biegowym i jako tako przepracowanej zimie oraz ponownej nauce pływania i rekreacji rowerowej, bo to co robiłem na dwóch kółkach tak można określić, zostałem triathlonistą, szczerze mówiąc całkiem z przypadku. To był dobry wybór i dobra decyzja. Załapałem bakcyla triathlonowego i myślę, że we wrześniu
w Borównie po raz kolejny podejmę rękawicę. Na pytanie, czy kiedyś spróbuję pełnego IM odpowiadam zdecydowanie… TAK… Nie widzę innej opcji i innej kolei rzeczy. To chyba tak normalne, jak dla półmaratończyka start w maratonie… 


Z tego miejsca chciałem serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy wspierali mnie podczas przygotowań. Szczególnie mojej żonie, Iwonie, która pomimo tego, że nie była zwolenniczką treningów tri wspierała mnie każdego dnia i dzielnie znosiła moje humory. Wielkie podziękowania należą się także Piotrowi Netterowi, dzięki któremu przygotowałem się do startu w triathlonie i dzięki któremu poczułem, że triathlon jest fajny. Dziękuję również Sylwkowi Borkowskiemu i jego synowi - Michałowi, bez których pomocy nie zrealizowałbym treningu a także pewnie nie raz zrezygnował z przygotowań. Cenna porada i dobre słowo często powodowały, że nie poddawałem się i dalej realizowałem dążenie do celu, który między innymi dzięki ich pomocy udało mi się zrealizować.
Tytanowy Sylwester i Stalowy Suchy
…walka trwa!

W niedzielę wróciliśmy do Susza i kibicowaliśmy naszym młodym harpaganom, którzy ścigali się na dystansie super sprintu i sprintu. To jest dopiero jazda na maxa, bez trzymanki. Wszystko w pełnym gazie, na beztlenie ;) Naprawdę robi wrażenie.

Cała impreza przebiegała w bardzo sympatycznym i klimatycznym tonie. To było właśnie TO COŚ i powiem szczerze, że zawody triathlonowe różnią się zupełnie od biegów ulicznych. Tu jest inny klimat, inny charakter inne nastawienie ludzi. Jest pozytywniej i czuć super atmosferę. Naprawdę warto spróbować triathlonu, to inny świat i inne życie. Szczególnie długi dystans :) 

Dziękuję wszystkim tym, którzy mnie do tego namówili a ten wyścig w szczególności dedykuje moim Rodzicom. 

„Ludzie niekiedy szydzą z trenujących codziennie, twierdząc, że niektórzy są gotowi zrobić wszystko, byle tylko przedłużyć sobie życie. Moim zdaniem część z nas biega wcale nie dlatego, że chce żyć dłużej, ale dlatego, żeby przeżyć życie najpełniej. Jeśli mamy przed sobą długie lata, znacznie lepiej jest przeżyć je z jasno wytyczonymi celami i najpełniej jak można, a nie we mgle.”



piątek, 10 czerwca 2011

postheadericon 3, 2, 1...

Już jutro o 11:00 stanę na starcie największej w Polsce imprezy triathlonowej, do której trenowałem...? Myślę, że to słowo nie jest najodpowiedniejszym, lepiej będzie jak powiem, przygotowywałem się, gdyż trening to za duże i za bardzo zaawansowane słowo. Przygotowywałem się głównie pod względem wodnym ;) czyli pływackim. tu mogę powiedzieć, że liznąłem maleńką część treningu i ku mojemu zaskoczeniu załapałem w końcu technikę, jak na ten etap oczywiście i coś w końcu zaczęło trybić. To cieszy :) Zajęcia - treningi :) :) :) na pływalni więc mogę zaliczyć do udanych. Generalnie na tym etapie kładliśmy nacisk na technikę i doskonalenie stylu, reszta, czyli praca nad wytrzymałością i szybkością była radykalnie ograniczona, ale nie jest źle. Po prawie 2km różnych ćwiczeń, na zmęczeniu 25m popłynąłem ze startu ze ściany poniżej 18" więc jak na mnie to dobrze. Mogę więc powiedzieć, że pływania nie obawiam się. 1.9km to dużo oczywiście i wiem, że poczuje to solidnie w mięśniach, co jakiś czas pewnie będę musiał delikatnie odpoczywać w klasyku ;) no ale cóż... Susz traktuję jako naukę i zapoznanie się z dystansem.
Po pływaniu będzie chyba najśmieszniejsza część, czyli "T1" - strefa zmian... trzeba będzie wyjść z wody, co nie jest łatwe, błędnik wariuje... trzeba jakoś ściągnąć piankę, wytrzeć stopy? nałożyć skarpetki (myślę o CEP'ach - ale to mi zajmie pół minuty najmniej...) nałożyć koszulkę rowerową, chyba jeszcze armwarmery bo ma być chłodno, założyć kask, okularki, powpychać żele do koszulki, założyć buty rowerowe i wybiec z boksu z rowerem... Rower to wg mnie największy problem, mam mało km wykręconych a tu jest jak z maratonem.... Od początku maja, kiedy wsiadłem na Treka wykręciłem jakieś 500km a to mało... Czeka mnie 90km jazdy i chciałbym to przetrwać jak najmniej boleśnie, żeby móc w jednym kawałku wejść do "T2" czyli znów... zejście z roweru, wbiegnięcie do strefy, zaparkowanie bolidu, zdjęcie kasku, ściągniecie koszulki rowerowej, zmiana butów na Kinvary i dzida na 21,1km biegu... czyli luźna połówka na koniec, kiedy nogi nie działają jak trzeba lub w ogóle nie działają a organizm ma dość całego świata... rewelacja :) jednak jest coś optymistycznego, podczas kilku zakładek, których i tak było zdecydowanie za mało, na biegu czułem się fajnie, było to fajne napięcie mięśniowe, które zawsze czuję po porządnej sile :) Wielkim znakiem zapytania będzie odpowiedź organizmu na tak długo wysiłek, który będzie trwał około 5 godzin... nie robiłem takich treningów, co było błędem, ale nie było czasu na takie trenowanie, przepraszam, nie trenowanie ale przygotowywanie się ;) Kluczowa będzie w tym wypadku energetyka. Bez uzupełniania paliwa daleko się nie pociągnie. Od wtorku koksuje się ;) magnezem, witaminą C, Vitargo i co chwilę latam do kibelka. Taki system sprawdza się w przygotowaniu do maratonu, na którym bazuję, ale suplementacja w czasie tri to inna bajka. Po wyjściu z wody będę musiał od razu wciągnąć żel, następnie czeka mnie dokarmianie co około 45', jednak to będę robił na wyczucie i możliwe, że żele będę spożywał nawet co godzinę, zobaczymy. Na pewno na około 5km do końca rowerowania będę musiał wziąć żel, żeby mieć paliwo na mocny start w biegu ;) Mam nadzieję, że nie otworzę tego, jak na pierwszej zakładce... Na trasę biegu, biorę standardowo jeden żel, który wezmę, jeżeli będę miał siłę patrzeć na niego... na około 15km, tak robiłem na półmaratonie, ale tu zobaczymy, jak będę się czuł... możliwe więc, że będzie trzeba się doładować wcześniej... Cóż... porywam się na gruby temat, ale ja tak chyba mam, że lubię wyzwania, szczególnie te hard corove. Mam nadzieję, że dotrę do mety w jednym kawałku a satysfakcja z pokonania dystansu będzie ogromna :) Nie nastawiam się na żaden wynik. Kiedyś myślałem o rozmienieniu 5 godzin i wiem, że gdybym pojeździł 3 miesiące na rowerze, to spokojnie zrobiłbym tyle, ale tu cel jest inny... TRI 4 Fun i do przodu!!!
Trzymajcie kciuki!

 'Lo, there do I see my father. 'Lo, there do I see...
  My mother, and my sisters, and my brothers.
'Lo, there do I see...
  The line of my people...
  Back to the beginning.
  'Lo, they do call to me.
  They bid me take my place among them.
  Iin the halls of Valhalla...
  Where the brave...
  May live...
  ...forever.
sobota, 4 czerwca 2011

postheadericon Bieganie z Polsat news - SOPOT 6 czerwca 2011r.

Kolejna akcja promująca bieganie za nami, tym razem w sobotni poranek miałem dzięki zaproszeniu Piotrka Bętkowskiego z Maratonów Polskich, mogłem na antenie POLSAT News powiedzieć kilka słów na temat biegania a dokładniej na temat kontuzji, które niestety są utrapieniem biegaczy.
Razem z Piotrem Galusem, który prowadził audycję spotkaliśmy się kilka minut po 7 rano i o 7:50 mieliśmy pierwsze wejście na żywo na antenie POLSAT News. Kilka minut, kilka zdań i audycja poszła w świat... O godzinie 9:50 mieliśmy kolejne wejście na antenę, tym razem wraz z grupka biegaczy, którzy stawili się na plaży w Sopocie i wraz z nami ćwiczyli, powodując poruszenie wśród plażowiczów.














To był bardzo sympatyczny dzionek, tym bardziej, że była to kolejna promocja biegania, które jak widać staje się naprawdę coraz bardziej popularne wśród naszego społeczeństwa i coraz więcej osób sięga ku biegowe buty a widok biegacza w leginsach biegnącego w środku miasta nie robi wrażenia.

Run 4 Fun i do przodu!!!!!

piątek, 3 czerwca 2011

postheadericon I spontaniczny triathlon nadolsko - żarnowiecki z okazji dnia dziecka, 1.06.2011r.

Udało się... można powiedzieć, że jestem triathlonistą ;) no może prawie, bo chrzest bojowy przeszedłem w warunkach treningowych a nie na zawodach, ale jednak. W środę, 1 czerwca pojechaliśmy w 7 osób do Nadola, nad jezioro Żarnowieckie a w planach mieliśmy pływanko w jeziorze ~1km, rowerowanie 25km i bieganko 10km.
Pogoda była fantastyczna, lekki wiaterek, ciepełko i mała fala na jeziorze, więc zapowiadał się fajny trening. Razem z nami pojechała Iwona, która przygotowała relację foto z naszego TRI.

 najważniejsze to dobrze założyć piankę ;)
 oblizać okularki, żeby nie parowały
obowiązkowo wykonać rozgrzewkę, najlepiej w klapkach
 zrobić pamiątkowe zdjęcie "w komplecie"
 wejść do wody
zacząć płynąć...
 przed siebie...
 ...na środek jeziora
 ...albo i dalej
 
zdjąć piankę

i wyjść z wody w jednym kawałku


tak wyglądała nasza trasa wodna, 
po wyjściu z wody strefa T1, oczywiście w wersji slow & easy
przesiadka na Treka

obranie kierunku jazdy, w prawo albo w lewo... i jazdaaaaa

spokojnie objechaliśmy jezioro Żarnowieckie, bez spinania się i ciśnienia, czas spędzając na miłych pogaduszkach i szykując się na nadchodzący bieg...
T2 i jazda.
Zaplanowałem spokojny "ciągły" w okolicy WB2 z drugą piątką lekko mocniejszą...
biegło się super, pomimo zmęczonych nóg trzymałem założone HR i pierwszą piątkę zrobiłem w 18:36, później lekko depnąłem i kolejne 5km wyszło w 16:48. Całą dychę zrobiłem ku mojemu zaskoczeniu w 35:25, co daje średnią na 1km 3'32... najdziwniejsze w tym wszystkim jest tętno i samopoczucie. Biegło się naprawdę świetnie, HR oscylowało na poziomie II zakresu a generalnie na wartościach maratońskich a prędkościowo... rewelacja. HRavg = 175 a HRmax = 188. Ten trening bardzo mnie podbudował psychicznie przed startem, do którego zostało... bardzo mało dni... teraz tylko luzowanie i odpuszczanie. Żadnego ciśnienia i spinania się.
środa, 1 czerwca 2011

postheadericon II bieg charytatywny Skrzydła Anioła

W niedzielne popołudnie miałem przyjemność uczestnictwa w charytatywnym Biegu "Skrzydło Anioła", organizowanego w Luzinie w ramach III Kaszubskiej Paraolimpiady. Była to bardzo sympatyczna impreza, która na celu miała zbiórkę środków finansowych na działanie Świetlicy Integracyjnej "Skrzydło Anioła". 
Organizatorką Biegu i Marszu była Monika Wirkus, czołowa polska biegaczka która oprócz tego, że z powodzeniem startuje w wielu imprezach biegowych to również aktywnie udziela się w Świetlicy Integracyjnej, pomagając niepełnosprawnym dzieciom.
Bieg rozgrywany był na pięciu okrążeniach prowadzących częściowo po trawie oraz szutrowych alejkach. Było kameralnie i bardzo sympatycznie. Nie nastawiałem się na żadne ściganie, ponieważ jestem w ciężkim treningu i dodatkowo rano w ramach akcji Polska Biega przebiegłem ponad 10km, więc celem zawodów była zabawa połączona z pomocą. W biegu zająłem 3-cie miejsce, ale przecież nie o to chodziło.
Po biegu dla każdego przygotowano pyszne ciasto, kawę, herbatę i pamiątkowego gipsowego aniołka a dla najlepszych puchary. Po ceremonii dekoracji miało miejsce losowanie nagród, więc sporo z biegaczy wróciło do domu z upominkami i uśmiechem, ponieważ poprzez ruch i uczestnictwo w biegu mogli pomóc.
 
W imieniu Moniki zapraszam wszystkich za rok, na kolejny Bieg Charytatywny "Skrzydło Anioła".



postheadericon Bieg charytatywny "Biegnij po Zdrowie"

UWAGA! UWAGA! UWAGA!
11 CZERWCA 2011! - OBECNOŚĆ OBOWIĄZKOWA!!!

Sprawa, jest prosta, trzeba pomóc Mikołajowi, który ma 5 lat i od urodzenia walczy z nowotworem złośliwym oka zwanym Retinoblastoma.

W swoim krótkim życiu wiele przeszedł i wycierpiał: liczne zabiegi wymrażania guzów, lasery, 18 cykli chemioterapii, zabieg wszczepienia płytki radioaktywnej, naświetlania, radioterapię, Melphalan …Wszystko w celu ratowania jego życia i zdrowia. Niestety, po 4 latach walki z rakiem, w styczniu 2011r. usunięto mu prawą gałkę oczną. Pozostało mu lewe oczko, na które widzi tylko w 10%. Mikołaj nadal pozostaje pod pilną obserwacją Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, a raz w roku jeździ do Krakowa po szklaną protezkę oczka. Dla nas – rodziców, leczenie Synka i częste wyjazdy związane są z ogromnymi kosztami. Chcielibyśmy, aby Nasz synek jak każde zdrowe dziecko mógł cieszyć się życiem i zabawą. Pomimo braku zdrowia Mikołaj jest chłopcem żywym, radosnym, a przede wszystkim bardzo dzielnym. Ta okropna choroba podcina nogi, niejednokrotnie
zabiera uśmiech z twarzy, ... ale nie nadzieję i wiarę, że będzie dobrze. Pomóż Nam w walce o jego zdrowie! Spełnij Jego marzenia!

Zawody odbędą się 11 czerwca 2011 roku /sobota/, na terenach leśnych w pobliżu Gdyńskiej Szkoły Społecznej w Gdyni. Biuro Zawodów zlokalizowane na terenie Gdyńskiej Szkoły Społecznej przy ul. Kapitańskiej 37 w Gdyni a czynne będzie w dniu 11 czerwca 2011 r. w godz. 10:00-14:00.

Program Biegu
10:00- Otwarcie Biura Zawodów, rejestracja uczestników, wpłaty, odbieranie pakietów startowych
11:30- zamknięcie listy startowej
12:00- Start 1 biegu dzieci – szkoła podstawowa na dystansie 300 m
12:15 –Start 2 biegu dzieci starsze – gimnazjum i starsi na dystansie 1000 m
12:30- Start 3 biegu głównego – dorośli na dystansie 1800 m
13.00 - Dekoracja zwycięzców
14:30- Zakończenie zawodów

Warunki uczestnictwa
Impreza ma charakter otwarty. Prawo uczestnictwa w biegu mają wszystkie osoby pełnoletnie, a niepełnoletnie posiadające pisemną zgodę rodziców. Koszty organizacyjne ponoszą organizatorzy.
Koszty osobowe ponoszą uczestnicy lub jednostki delegujące. Od zgłaszających się do biegu pobierana będzie opłata startowa, która w całości zostanie przekazana na leczenie i rehabilitację Mikołaja Ostanówko. Wysokość opłaty jest dobrowolna.

Wpisowe można wpłacać na konto organizatora :
Polskie Stowarzyszenie na Rzecz Edukacji i Integracji „Tacy Sami”
ul. Kapitańska 37
81-249 Gdynia
Nordea Bank Polska 54 1440 1026 0000 0000 0363 2768


z dopiskiem: opłata startowa „biegnij po zdrowie”, Imię i nazwisko zawodnika i data
urodzenia, lub w gotówce w sekretariacie Gdyńskiej Szkoły Społecznej
Gdynia ul. Kapitańska 37

Zgłoszenia
Należy przesłać w formie elektronicznej na adres organizatora do dnia 10.06.2011r . na adres email: kacicki@gmail.com, lub osobiście w sekretariacie Gdyńskiej Szkoły Społecznej, Gdynia ul. Kapitańska 37


Mój profil na FACEBOOKU

Twój osobisty trener...

Szukasz pomocy w sprawach treningu biegowego?
Nie wiesz, jak zacząć, jak poprawić swoje rekordy życiowe, każdy trening staje się monotonny, nudny a czasy w kolejnych zawodach nie poprawiają się?

Może jesteś początkującym biegaczem i nie wiesz od czego zacząć?

Dobrze trafiłeś!
Napisz do mnie

TEST BIEGOWY

Jeżeli nie wiesz jak trenować, natłok informacji o strefach HR, HRmax, HRR, VO2max itp powoduje u Ciebie ból i zawroty głowy a sport tester wciąż piszczy i świeci podając co chwilę sprzeczne informacje, pomyśl nad wykonaniem profesjonalnego TESTU BIEGOWEGO mającego na celu dokładne wyznaczenie "zakresów treningowych" w oparciu o pomiar zakwaszenia i tętna.

Jestem do dyspozycji i czekam na kontakt!
z nimi współpracuję...