środa, 15 czerwca 2011

postheadericon Herbalife Triathlon Susz 2011 „…mój pierwszy raz”

...a zaczęło się tak

Dawno, dawno temu. Gdzieś w okolicy czerwca 2010 pojechaliśmy z Iwoną do Susza, jako pomoc przy organizacji zawodów, których mózgiem był jest Piotr Netter, trener w naszym klubie UKS Tri-Saucony Rumia a prywatnie nasz dobry przyjaciel. To był mój pierwszy kontakt z triathlonem. Pomyślałem, że kiedyś trzeba będzie tego spróbować, ale jak ktoś by powiedział mi, że za rok stanę się triathlonistą, wyśmiałbym go.
... co działo się później, każdy doskonale wie. W końcu przyszedł ten dzień.

 (fot. Marek "Gulunek"Mróz)

W piątek, 10 czerwca zapakowaliśmy nasze białe WRC LPG i ruszyliśmy ku przeznaczeniu. Pojechaliśmy do Malborka, gdzie wypakowaliśmy sprzęt, zabraliśmy Teścia i obraliśmy kierunek Susz. Po odebraniu pakietów startowych, odwiedzeniu znajomych nastąpiła odprawa techniczna. 

 gdzie sędziowie i Piotr opowiadali co można a czego nie a także przedstawiali graficznie obraz całej trasy


Po odprawie, wróciliśmy do Malborka. Rano czekał mnie 113km wyścig, więc trzeba było zbierać siły i energię. 



Na miejsce przyjechaliśmy kilka minut po 8, więc na 3 godziny przed startem. Spokojnie można było się przebrać, skoncentrować, wprowadzić rower do boksu i przygotować wszystko w strefie startowej. Jako, że debiutowałem, to wziąłem ze sobą dużo niepotrzebnych rzeczy, które „na wszelki wypadek” mogły się przydać. Miałem ortalion, armwarmery, koszulkę kolarską, tonę żeli itp. oraz oczywiście kask, buty biegowe, kolarskie, kask i bidony z odżywkami. Kilka żeli przyczepiłem do ramy roweru a pozostałą część włożyłem w kieszenie koszulki rowerowej i do kasku. 


Odstawiłem bolid dostajni, dałem się pomalować harcerkom, które każdemu zawodnikowi wypisywały numer startowy na ramieniu oraz nodze i udałem się do samochodu, gdzie przy dobrej muzyce  (wiadomo jakiej...)  koncentrowałem się przed startem. 



Około 10 zabrałem piankę do pływania, czepek, okularki, krem do masażu i udałem się w okolice startu. Na około 30 minut przed startem nasmarowałem się kremem do masażu, lepszy poślizg przy zdejmowaniu pianki i z pomocą Iwony, naciągnąłem piankę na grzbiet i ruszyłem na krótkie rozpływanie. Woda była bardzo przyjemna i po kilku ruchach do kraula poczułem moc. Po krótkim rozpływaniu, wyszedłem z wody, stawiłem się na odprawie technicznej (liczeniu zawodników) ruszyłem linii startu. 



Jako, że w zawodach brało udział ponad 400 zawodników, ze względów bezpieczeństwa start zaplanowano z wody, a nie jak w ubiegłych latach z plaży. 


Kilka minut po 11 ruszyliśmy… Na starcie woda zagotowała się i przez pierwsze 200-300m płynęło się w wielkim ścisku. Co chwilę czułem że ktoś na mnie wpływa, ktoś mnie kopie, czy łapie za nogi, ciekawe doświadczenie. 

Rozluźniło się (teoretycznie) dopiero po przepłynięciu około 300m, ale przy boi nawrotowej sytuacja się powtórzyła, na kolejnej było to samo i na ostatniej również. Ogólnie mówiąc wielka, wodna bijatyka. Przez cały czas starałem się jednak płynąc długo i luźno, co o dziwo mi wychodziło i ani na chwilę nie musiałem się zatrzymywać czy przechodzić do klasyka. Oczywiście były delikatne problemy z nawigacją, ale płynąć w takiej grupie tragedii nie było. W głowie przez cały czas powtarzałem sobie co mam zrobić po wyjściu z wody. Jak ściągnąć piankę, jak założyć kask, buty, koszulkę itp. Po ominięciu ostatniej bojki obrałem kurs na plażę i z wody wypłynąłem a może raczej wybiegłem po 37 minutach i 58 sekundach, czyli o ponad 2 minuty lepiej niż zakładałem przed startem plasując się na 188 miejscu. Uważam, że to dobry wynik i jestem z niego usatysfakcjonowany.





T1… wybiegając z wody rozpiąłem piankę i dotarłem do boksu rowerowego. Szybko założyłem,
z resztą zupełnie niepotrzebnie koszulkę rowerową, kask, wciągnąłem żel, założyłem skarpetki i buty rowerowe i ruszyłem w trasę. 









Czekało mnie jedyne 90km rowerowania, co ciekawsze nigdy wcześniej tyle nie przejechałem, więc wyzwanie było tym większe. Jak policzyłem, to 500km do 90km ma się mniej więcej, jak 233km do maratonu... czyli bardzo skromnie. Rozpocząłem w miarę luźno, starałem się jechać w okolicy 30km/h, z wiatrem nawet wychodziło, pod wiatr było zdecydowanie gorzej, do tego doszły górki i fatalna nawierzchnia, chociaż słowo fatalna jest najbardziej delikatnym określeniem tej drogi. Mijało mnie coraz więcej kolarzy, jeden po drugim. Teraz myślę, że się obijałem, bo na rowerze wcale się nie zmęczyłem, jechało mi się cały czas bardzo swobodnie. Zapomniałem napisać, że po wyjściu z wody, zostawiłem chipa w piance, początkowo myślałem, że go utopiłem, ale profilaktycznie krzyknąłem Iwonie i sędziemu, żebym nie został przypadkiem nieklasyfikowany. 

Podczas jazdy miałem małą chwilę zdegustowania moim totalnym brakiem umiejętności kolarskich, jak minął mnie zawodnik w klapkach oraz kolejny na góralu… cóż, powiedziałem sobie, że odbije to na biegu i tak też zrobiłem. Po drodze oczywiście spożywałem żele i popijałem Vitargo, żeby w pewnym momencie przypadkiem nie odcięło mi przysłowiowego prądu. Czułem się dobrze, chociaż od wyjścia z wody walczyłem z silnym bólem brzucha, który skończył się …w niedzielę rano, po wypiciu prawie litra coli (od coli brzuch nie boli). Wracając jednak do roweru. Pierwsze okrążenie wyszło mi w 58:59, czyli teoretycznie była szansa na 3:00 ale całościowo wyszło około 3:12… cóż. Następnym razem będzie lepiej…Jako ciekawostkę podam, że najlepszy osiągnął średnią 40km/h... masakra!

T2… teraz należało tylko zejść z roweru i wbiec do strefy zmian. Tego lekko się obawiałem. Nie wiedziałem, jak zareagują moje nogi po 90km roweru, jeszcze przecież tyle nigdy nie przejechałem, ale ku mojemu zaskoczeniu, spokojnie zsiadłem i wbiegłem na pełnym gazie w butach kolarskich w strefę T2 mijając zawodników, którzy maszerowali ze swoimi bolidami. 
Szybko zdjąłem kask, ściągnąłem koszulkę kolarską, założyłem Kinvary, Garmina i ruszyłem na trasę półmaratonu od razu mijając kilkunastu zawodników. Biegło się rewelacyjnie. Starałem się nie szaleć, ponieważ nie wiedziałem, co będzie za godzinę a dodatkowo zrobiło się ciepło. Pierwszy km 3’30… więc zwolniłem i trzymałem około 3’48-50/km, czyli bez szaleństwa. 


Podobało mi się, że to teraz ja mijałem hurtowo zawodników, jeden po drugim, odbijając sobie niepowodzenie na rowerze. Pierwszą dychę zamknąłem po niecałych 39 minutach a linię mety po 1:23 uzyskując ostatecznie czas 5 godzin 17 minut 10 sekund. 




Zająłem ostatecznie 115 miejsce w klasyfikacji generalnej oraz 95 w klasyfikacji Mistrzostw Polski. Zostałem triathlonistą, pół ironmanem. Padłem chwilę po tym na trawę i leżałem kilka minut rozmyślając, czy to jest normalne i zdrowe. 
 Z Piotrem Netterem
 "...czy ja jestem normalny?"




...niedosyt?

Czy jestem zadowolony z wyniku? Nie podchodzę do tego w taki sposób. Jestem zadowolony, że praktycznie bezboleśnie i bez żadnego kryzysu ukończyłem te zawody. Mogę chodzić, biegać, skakać. W poniedziałek potruchtałem, wczoraj spokojnie zrobiłem trening w wodzie a dziś idę na wybieganie. Gorzej czułem się po maratonie. Jestem zadowolony, że bazując na treningu biegowym i jako tako przepracowanej zimie oraz ponownej nauce pływania i rekreacji rowerowej, bo to co robiłem na dwóch kółkach tak można określić, zostałem triathlonistą, szczerze mówiąc całkiem z przypadku. To był dobry wybór i dobra decyzja. Załapałem bakcyla triathlonowego i myślę, że we wrześniu
w Borównie po raz kolejny podejmę rękawicę. Na pytanie, czy kiedyś spróbuję pełnego IM odpowiadam zdecydowanie… TAK… Nie widzę innej opcji i innej kolei rzeczy. To chyba tak normalne, jak dla półmaratończyka start w maratonie… 


Z tego miejsca chciałem serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy wspierali mnie podczas przygotowań. Szczególnie mojej żonie, Iwonie, która pomimo tego, że nie była zwolenniczką treningów tri wspierała mnie każdego dnia i dzielnie znosiła moje humory. Wielkie podziękowania należą się także Piotrowi Netterowi, dzięki któremu przygotowałem się do startu w triathlonie i dzięki któremu poczułem, że triathlon jest fajny. Dziękuję również Sylwkowi Borkowskiemu i jego synowi - Michałowi, bez których pomocy nie zrealizowałbym treningu a także pewnie nie raz zrezygnował z przygotowań. Cenna porada i dobre słowo często powodowały, że nie poddawałem się i dalej realizowałem dążenie do celu, który między innymi dzięki ich pomocy udało mi się zrealizować.
Tytanowy Sylwester i Stalowy Suchy
…walka trwa!

W niedzielę wróciliśmy do Susza i kibicowaliśmy naszym młodym harpaganom, którzy ścigali się na dystansie super sprintu i sprintu. To jest dopiero jazda na maxa, bez trzymanki. Wszystko w pełnym gazie, na beztlenie ;) Naprawdę robi wrażenie.

Cała impreza przebiegała w bardzo sympatycznym i klimatycznym tonie. To było właśnie TO COŚ i powiem szczerze, że zawody triathlonowe różnią się zupełnie od biegów ulicznych. Tu jest inny klimat, inny charakter inne nastawienie ludzi. Jest pozytywniej i czuć super atmosferę. Naprawdę warto spróbować triathlonu, to inny świat i inne życie. Szczególnie długi dystans :) 

Dziękuję wszystkim tym, którzy mnie do tego namówili a ten wyścig w szczególności dedykuje moim Rodzicom. 

„Ludzie niekiedy szydzą z trenujących codziennie, twierdząc, że niektórzy są gotowi zrobić wszystko, byle tylko przedłużyć sobie życie. Moim zdaniem część z nas biega wcale nie dlatego, że chce żyć dłużej, ale dlatego, żeby przeżyć życie najpełniej. Jeśli mamy przed sobą długie lata, znacznie lepiej jest przeżyć je z jasno wytyczonymi celami i najpełniej jak można, a nie we mgle.”



Mój profil na FACEBOOKU

Twój osobisty trener...

Szukasz pomocy w sprawach treningu biegowego?
Nie wiesz, jak zacząć, jak poprawić swoje rekordy życiowe, każdy trening staje się monotonny, nudny a czasy w kolejnych zawodach nie poprawiają się?

Może jesteś początkującym biegaczem i nie wiesz od czego zacząć?

Dobrze trafiłeś!
Napisz do mnie

TEST BIEGOWY

Jeżeli nie wiesz jak trenować, natłok informacji o strefach HR, HRmax, HRR, VO2max itp powoduje u Ciebie ból i zawroty głowy a sport tester wciąż piszczy i świeci podając co chwilę sprzeczne informacje, pomyśl nad wykonaniem profesjonalnego TESTU BIEGOWEGO mającego na celu dokładne wyznaczenie "zakresów treningowych" w oparciu o pomiar zakwaszenia i tętna.

Jestem do dyspozycji i czekam na kontakt!
z nimi współpracuję...