czwartek, 18 marca 2010

postheadericon Doping

 Doping wydolnościowy – sztuczne podnoszenie wydolności fizycznej i psychicznej zawodnika metodami wykraczającymi poza normalny, "naturalny" trening, choć w praktyce granica między dopingiem i treningiem jest często bardzo trudna do ustalenia. Ogólnie za doping uważa się metody medyczne, potencjalnie szkodliwe dla zdrowia, które zostały oficjalnie zabronione. (źródło Wikipedia)

Po "wpadce" naszej biegaczki, czy kolarzy głośno się zrobiło o stosowaniu dopingu w sporcie. Media podniosły raban i dobrze, bo uważam, że za to gówno trzeba się ostro zabrać i podjąc skuteczną walkę raz na zawsze z kilku powodów.
Dopingowicze, koksiarze byli i będą zawsze. Od małych piwnicznych siłowni, gdzie dzieciaki wstrzykują sobie "omkę" czy biorą "metkę" by brać więcej "na klatę" co stopniowo prowadzi do "ukarkowienia" czyli z chucherka rośnie wielki, umięśniony, silny koks, czyli idiota bez mózgu z wielkim karkiem, świńskimi oczkami, lansujący się złotem na szyi, jeżdżący furą ze skórą i komórą. Dla wielu to szczyt marzeń, wielu osobom to imponuje, małolaty sikają za takimi lanserami (może słowo lanser nie jest dobre, ponieważ odnosi się do jednego z lepszych samochodów...) ale...
Sporo przez moich ponad 20 lat spędzonych w sporcie widziałem i słyszałem, nie tylko plotek czy historii o topieniu EPO w wodach rzeki "Kamiennej" w Szklarskiej...  Pamiętam mój pierwszy "kontakt" z chemikami. Byli to oczywiście kumple z podwórka, którzy chcieli przerzucać ciężary na osiedlowej siłowni. Na topie była wtedy "ruska metka" w tabletkach i "omka" w strzałach. Metkę brało się z jakąś osłoną na wątrobę i chłopaki kupowali malox czy coś podobnego. Jakie były efekty? Faktycznie po regularnym treningu i koksowaniu ich osiągi w wyciskaniu na klatę były imponujące, ale wielu z nich miało kłopoty z żołądkiem a niektórzy sikali krwią, super sprawa...
Od "omki" puchło się i to było najśmieszniejsze. Kiedyś kumpel nakoksował się tym ścierwem i spuchł na twarzy jak wieprz. Spytał się minie, czy coś widać... prawie padłem ze śmiechu... Kolejna "fajna" sytuacja, której nie zapomnę do końca życia, zdarzyła się na parterze. Chłopaki robili jakieś zastrzyki w tyłek,  wieczorem na klatce schodowej... jeden się wypina, drugi mu robi zastrzyk... Nagle zamek się przekręca a koleś stoi z wbitą w zadku strzykawką... ubaw po pachy :) Całe szczęście w nieszczęściu, że wszedł inny znajomy, również "koksiarz".
Tak działo się i dzieje się na osiedlowych siłowniach, ale o tym nie jest głośno, chyba że jakiś kretyn nakoksuje się i naćpa jakiegoś ścierwa i zrobi komuś krzywdę, wtedy prasa pisze i jest głośno o temacie "brania sterydów w osiedlowych siłowniach"...
Zapisałem się kiedyś na siłownię, ale taką z prawdziwego zdarzenia. Były to lata 1994-95. Był instruktor, porządny sprzęt, szatnia, prysznice itp. Po jednym z treningów wszedłem do szatni a tu... jeden drugiemu robi zastrzyk w zadek... Dobrze pamiętam tego kolesia, bo chodził na mecze i był jednym z większych "zadymiarzy" na osiedlu, imponował innym. Chodził kiedyś u nas po osiedlu inny steryd. Chłopak legenda, brał chyba wszystko, wyglądał prawie jak "Dominator" chociaż był o 2 głowy niższy. Powiem szczerze, masakra, w życiu nie chciałbym tak wyglądać. Po kilku latach spotkałem go na ulicy, widać że skończył brać bo był prawie taki wysuszony, jak ja...
Tak się działo. Jak zacząłem biegać ulicę i tylko ulicę i obracałem się w środowisku biegaczy przez średnie i duże "B" poznałem wiele historii na temat brania testosteronu oraz innych specyfików, których nazw nie umiem wymienić przez osoby które kiedyś były dla mnie wzorami do naśladowania, miały świetne wyniki, znałem je osobiście i do dziś dnia znam, ale w życiu nie powiedziałbym, że cokolwiek "brali"... Kilku z nich wpadło i dobrze na kontrolach a wymówki typu pasztecik, krokiecik, zastrzyk na bolące achillesy itp powalał na łopatki.... szkoda gadać.
Co o tym myśleć. Zawsze trzeba człowieka wysłuchać i starać się zrozumieć, ale są pewne granice rozsądku i przyzwoitości, są jakieś normy społeczne i reguły, które każdy wstępujący na daną ścieżkę powinien znać oraz stosować się do nich. Tłumaczenia w zamkniętym gronie typu "przy takiej robocie trzeba coś brać" są żenujące. Oczywiście trening na poziomie wyczynowym, mistrzowskim, olimpijskim jest koszmarnie ciężki i męczący, ale sorry... Wejście na drogę sportu jest świadomym wyborem. Tu każdy chce osiągnąć sukces, wynik, medal a droga do tego prowadzi przez ciężki trening pełen wyrzeczeń, ale nie na skróty. Obciążenia są ciężkie, i trzeba się suplementować, bo nie da się zrealizować treningu na wodzie, witaminach z apteki, makaronie i kisielu czy bananie. Trzeba zainwestować w odżywki, to normalne i logiczne. Są zasady, prawa opisujące co można a co nie można i każdy sportowiec wie i musi się do tego stosować. To tak samo, jak w skokach narciarskich skoczek założyłby plecak rakietowy, przypiął skrzydła i poleciał 300m zamiast 123... Jasne i klarowne. To można a tego nie.
Dla mnie to takie oczywiste jak fakt, że idąc do sklepu płacę za makaron. Jadąc autobusem kasuję bilet czy startując w zawodach opłacam startowe. Nie wnikam w to, że "koksiarze" mają ubogie i płytkie myślenie, ponieważ sami sobie robią krzywdę i narażają się na kalectwo czy śmierć - to ich problem, ale na uczciwość i honor. Ślubując przed sztandarem narodowym, składając przysięgę olimpijską zobowiązujemy się do czegoś.... Stając na linii startu chcemy by wygrał najlepszy, jednakże najlepszy który swój wynik osiągnął ciężkim treningiem, pracą a nie drogą na skróty.
Dla mnie dopingowicze, nie ważne czy to osiedlowi sterydziarze, czy olimpijczycy, czy średniego poziomu sportowcy to oszuści, którzy powinni być napiętnowani i wytykani na każdym kroku. Dla mnie kradzież radia samochodowego i kradzież medalu olimpijskiego przez sterydziarza, któremu "udało się" uniknąć wpadki to to samo. Nie ma wybacz, nie ma że boli.
Każdy sportowiec jest świadomy co bierze, po co, kiedy i dlaczego. Bajki, że ktoś nie wiedział że lekarz robi jej zastrzyk z EPO czy innym świństwem są śmieszne. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, jakbym był w kadrze olimpijskiej a lekarz robiłby mi jakiś zastrzyk a ja nie spytałbym się, nie wziąłbym opakowania i ni zainteresowałbym się co mi dają. Nie w tej bajce. Przy takim poziomie zawodowstwa sportowcy nawet uważnie czytają co jest napisane na opakowaniu leku na kaszel, czy grypę a nie wspominając o zastrzyku dożylnym...
Podsumowując...
ZAŻYWASZ - PRZEGRYWASZ!!!


Mój profil na FACEBOOKU

Twój osobisty trener...

Szukasz pomocy w sprawach treningu biegowego?
Nie wiesz, jak zacząć, jak poprawić swoje rekordy życiowe, każdy trening staje się monotonny, nudny a czasy w kolejnych zawodach nie poprawiają się?

Może jesteś początkującym biegaczem i nie wiesz od czego zacząć?

Dobrze trafiłeś!
Napisz do mnie

TEST BIEGOWY

Jeżeli nie wiesz jak trenować, natłok informacji o strefach HR, HRmax, HRR, VO2max itp powoduje u Ciebie ból i zawroty głowy a sport tester wciąż piszczy i świeci podając co chwilę sprzeczne informacje, pomyśl nad wykonaniem profesjonalnego TESTU BIEGOWEGO mającego na celu dokładne wyznaczenie "zakresów treningowych" w oparciu o pomiar zakwaszenia i tętna.

Jestem do dyspozycji i czekam na kontakt!
z nimi współpracuję...